poniedziałek, 30 maja 2016

10

To tylko krok, by granice przekroczyć
Spuścić wzrok, nie patrzeć w oczy
Przeszłość oddzielić grubą kreską


Mieliście taki moment w życiu, że naprawdę czuliście, że to jest właśnie to? To jest moje miejsce na ziemi, to jest mój dom, moi przyjaciele i moja rodzina? Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a tutaj nagle hop i przeszłość jest w teraźniejszości. Wszystkie negatywne wspomnienia powracają?

Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Niewiele myśląc rozciągnęłam się jeszcze na łóżku, jak robię to co ranek i zwlekłam się z łóżka, by po chwili opierać się o framugę drzwi. Nie dowierzałam. Przetarłam oczy, ziewając przy tym, po czym spojrzałam na mojego gościa. Czy On właśnie sobie robi ze mnie jaja? 
- Co Ty tu robisz?- spytałam, zachrypniętym głosem z zamkniętymi oczami. 
- Miło Cię widzieć, Ney.- szepnął mi tuż przy uchu, by po chwili cmoknąć mnie w policzek. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy poczułam Jego dłoń na mojej talii. Wszedł do mojego mieszkania.
- Zaprosiłam Cię, że wszedłeś?- zapytałam, wchodząc do swojej sypialni, nawet nie oczekując odpowiedzi.- Nie wiem jak Ty, ale ja idę jeszcze spać.- położyłam się z powrotem na łóżku, przykrywając kołdrą swoje w pół nagie ciało. Bowiem miałam na sobie tylko bieliznę i koszulkę, sięgającą do połowy ud. Zanim zamknęłam oczy, zdążyłam zauważyć, że Marco siada tuż naprzeciwko mnie na krześle obrotowym. 
- Swoją drogą..- odezwał się. 
- Mhm?
- Całkiem sexy wyglądasz w tej koszulce.- dokończył. Otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Chytry uśmiech blondyna. 
- Jesteś debilem, Reus.- debil, jak Boga kocham debil. Tylko jedno chodzi Mu po głowie. Dzieciak. Odwróciłam się do Niego tyłem, marząc jedynie o tym, by znaleźć się w krainie Morfeusza. Bo tak się nazywa ten król czy ktoś tam snu, prawda? Moje powieki powoli zaczęły robić się ciężkie i opadać, jednak nie było dane mi zasnąć spokojnie. Usłyszałam dźwięk, opadającej na biurko ramki, a po chwili usłyszałam głos blondyna. 
- Kto to?- zagotowało się we mnie od środka. Nawet nie wiem, w którym momencie zerwałam się z łóżka i wyrwałam Mu ramkę z rąk.
- Ustalmy sobie jedną rzecz.. Nie grzebiesz mi w rzeczach, jasne?- warknęłam, patrząc Mu prosto w oczy. Chyba nie spodziewał się takiego naskoku z mojej strony. Przykro mi panie Reus, ale taka już jestem. 
- Ale ja przecież Ci nie grzebałem. Stało na biurku.- wytłumaczył szybko. 
- Nieważne. Nie tykaj moich rzeczy, okej? Tym bardziej takich. 
- Czyli jakich?- wciął mi się w wypowiedź. 
- Takich. 
- Związanych z tym chłopakiem.- zrobił krok w przód.
- Tak.
- Kim On jest?- moje serce stanęło, żeby po chwili zacząć bić w oszalałym tempie. 

- To.. to mój..- spojrzałam na fotografię. Był taki wesoły, uśmiechnięty, szczęśliwy. Spojrzałam na inną ramkę ze zdjęciem, stojącą na jednej z półek. Cieszył się życiem. Nawet nic nie znaczącymi drobnostkami. Mój jedyny skarb. 
- Brat.- zamarłam. 
- Brat? To Ty..- dalej już nic nie słyszałam. Byłam jakby poza światem. Poza słowami, które leciały w moją stronę. Powracały do swojego właściciela, jak bumerang. Spojrzałam na Niego, nie dowierzając, że On właśnie tutaj stoi. Jeszcze miał czelność przychodzić tutaj i z powrotem włazić z buciorami do mojego życia, po tym wszystkim co zrobił? 
- Ney.. Ej, słuchaj.- potrząsnął mną Marco.- Gdzie On jest? Czemu nigdy nic o Nim nie mówiłaś?- spojrzałam na Niego. Jego oczy wyrażały takie dziwne zakręcenie. Nic z tego nie rozumiał.
- A co miała mówić? Że..
- Mieszka w Essen.- odpowiedziałam blondynowi, bacznie Go obserwując. Gwałtownie odwrócił głowę, kiedy usłyszał słowa wypowiedziane przez.. Przez tego cholernego gnojka!
- Ykhm.. Chyba na cmentarzu.- dopiero kilka chwil później dotarły do mnie Jego słowa. Bez chwili namysłu, rzuciłam się na Niego z pięściami. Chciałam Go zabić, udusić, pogrzebać żywcem, by tylko nie musieć patrzeć na Jego okropny ryj. 
- Jesteś świnią! Jak mogłeś, co?- nie przerywałam swojej czynności nawet na chwile.
- Puszczaj!- wrzasnęłam, kiedy poczułam silne, oplatając mnie w talii ramiona Reusa. Odciągnął mnie od Niego, nie miałam szans, żeby Mu się wyrwać. 
- Jesteś świnią! Nie zasługujesz na to, by żyć!- krzyczałam. Czułam, że za chwilę pęknę. Tak bardzo tego nie chciałam..- Wynoś się stąd! 
- Wpadnę później, mamy sobie do porozmawiania.- powiedział i skierował się do wyjścia. 
- Nie mam o czym z Tobą rozmawiać. Twój temat jest zamknięty.- krzyknęłam jeszcze za nim. 
- Tak Ci się tylko wydaje, kochanie.- i trzasnął drzwiami. On jest nienormalny! 

Gdzie jest granica? Co wolno, i co warto?

Zerknęłam kątem oka na Reusa, spotykając się z Jego dociekliwym spojrzeniem. 
- Kto to był?
- Nikt ważny.- chciałam wyjść, jednak ten szybko złapał mnie za rękę powyżej łokcia i przyciągnął do siebie. Byłam bliska płaczu. Szarpnęłam ręką, chcąc uwolnić się z Jego uścisku i odejść, ale On cały czas trzymał mnie przy sobie. 
- Puść..- syknęłam, nie dając za wygraną. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale w jednej chwili usłyszeliśmy dzwonek Jego telefonu. Spojrzałam na Jego kieszeń, na Niego, na kieszeń i znów na Niego.- Nie odbierzesz?- spytałam, trochę łagodniejszym głosem. Westchnął, puścił moją rękę i wyjął telefon, by po chwili odebrać. Chciałam już tylko tego, żeby wyszedł i zostawił mnie samą.
- Okej, to ja już jadę. Będę za chwile... No tak, u..- zawahał się, spoglądając na mnie.- znajomej... Tak, u Ness.- westchnął.- Cześć.- wywrócił oczami i spojrzał na mnie.
- Muszę iść. Mel za chwile będzie u mnie z synkiem.- uśmiechnął się lekko. Skinęłam głową, dając Mu znać, że rozumiem. Poszłam za Nim do przedpokoju. Oparłam się o ścianę, bacznie przyglądając się blondynowi. Straciłam wszystkie chęci do życia, a ten dzień tak pięknie się zapowiadał. Założył buty. Chyba musisz się ubrać, bo masz na sobie tylko koszulkę, nie sądzisz panno idealna?
- Daj mi swój numer.- wypalił, opierając się o ścianę. Stał naprzeciwko mnie, dokładnie lustrując wzrokiem moje ciało. Typowy facet! 
- Słucham?- zachichotałam. 
- Uszy się myje, a nie wietrzy.
- Aleś Ty masz humor.- pokręciłam głową z niedowierzaniem. 
- To jak? Dasz mi ten numer?
- Aż tak Ci na tym zależy? 
- Czy zależy to.. 
- No to skoro Ci nie zależy to po co Ci?- wzruszyłam ramionami, uśmiechając się zadziornie. Odwróciłam się do Niego tyłem i chciałam wejść do swojego pokoju, ale ten złapał mnie za rękę i oparł o ścianę, stojąc tuż przy mnie. 
- Powinieneś już jechać, siostra będzie się niecierpliwić.- odparłam, podpierając się dłonią o ścianę. 
- Da sobie radę.- powiedział pewnie i znów chciał coś powiedzieć, jednak nie pozwoliłam Mu, bo jak przypuszczałam chciał zacząć temat mojego numeru. 
- Daj telefon.- wyciągnęłam rękę, by po chwili otrzymać Jego telefon. Wpisałam dziewięciocyfrowy numer i zapisałam. A niech się zastanawia jak! - Proszę!- uśmiechnęłam się lekko. 
- Napiszę później.- puścił mi oczko i wyszedł. Oh, w końcu! Zamknęłam dokładnie drzwi i oparłam się o nie, po chwili bezsilnie po nich zjeżdżając i zanosząc się cichym płaczem. Dobił mnie do końca. Nie powinien tutaj przychodzić... Naprawdę, nie miał takiego prawa. Oddałam Mu swoje całe poprzednie życie, wszystko czego tylko chciał, a teraz chce jeszcze więcej. Chce tego co mam teraz, a mam naprawdę super życie. Nie pozwolę Mu tego zepsuć. Za długo na to wszystko pracowałam... David by tego nie chciał.


Narracja trzecioosobowa

Czym prędzej otworzył drzwi ukochanej przyjaciółki i wszedł do środka. Panowała grobowa cisza.. Przeczuwał najgorsze, bał się, że sobie coś zrobi. Zajrzał do sypialni brunetki i nic. Do łazienki też nic. Wpadł do salonu, wcześniej zaglądając do kuchni. Zastał brunetkę skuloną w kłębek i leżącą na kanapie. Ukucnął przy Niej i mocno złapał za rękę. 
- Kochana moja..- przycisnął usta do Jej dłoni, by po chwili wytrzeć spływające po Jej policzkach łzy. Płakała nawet przez sen..- Skarbie, co Ty robisz?- pytał siebie, jakby oczekując odpowiedzi. Wziął koc, leżący w sypialni brunetki i przykrył Ją, odgarniając kosmyk włosów z jej delikatnej twarzy.


- Potrzebuję Cię, Kuba..- szepnęła, prawie niesłyszalnie, zwracając uwagę Polaka, który oglądał telewizję. Od kilkunastu minut siedziała, nie odzywając się nawet słowem.
- Misiaa, skarbie mój..- natychmiast podszedł do Niej, biorąc w swoje ramiona. 
- Bardziej niż mi się wcześniej wydawało...- wychrypiała, zanosząc się płaczem.
- Jestem obok.- odparł pewnie, jeszcze mocniej przytulając drobną brunetkę.
- Mógłbyś mnie przekimać pare nocy? Nie chcę zostawać tutaj sama.- poprosiła, odsuwając się od przyjaciela. 
- Jasne, nawet nie pytaj.- ucałował Ją w policzek. 
- Dziękuję..
- Idź się spakuj i zmykamy stąd.- uśmiechnął się, poganiając Ness. 
Weszła pośpiesznie do swojej sypialni, z szafy wyciągając torbę sportową. Szybko spakowała parę ciuchów, z łazienki zabrała szczoteczkę do zębów, kosmetyki wrzuciła do kosmetyczki, która po chwili wylądowała w torbie. Wróciła do sypialni, by upewnić się czy oby na pewno spakowała wszystko. Ładowarka, słuchawki, książki.. Wszystko jest? 
- Przepraszam, nie daję rady..- szepnęła spoglądając na fotografię brata. Powróciła do salonu, informując przyjaciela, że jest już gotowa.


Ness

Dzwonek do drzwi przywrócił mnie do świata żywych. Oderwałam wzrok od książki, pierwszy raz od godziny. Już chciałam wstać, by otworzyć, jednak Kuba mnie ubiegł, pędząc w stronę przedpokoju, nucąc pod nosem jakąś nieznaną mi melodię. Zachichotałam pod nosem.
- Cześć Kuba. Sorry, że tak bez uprzedzenia, ale martwię się o Ness. Nie otwiera drzwi, a Jej telefon wciąż milczy. Nie wiesz co si..?- nie dokończył, wpatrując się we mnie jak w obrazek.- Aa to..- podrapał się po karku. Był zażenowany. Jak cholera! Uśmiechnęłam się blado, nie spuszczając z Niego wzroku.- jesteś.. tutaj...- kontynuował.
- Tak, Ness pomieszka u Nas przez jakiś czas.- powiedział stanowczo Kuba. Zmarszczyłam brwi.


Od autorki: I jest 10! Co sądzicie o tym rozdziale? Wydaje mi się, że dołożyłam odrobinę tajemniczości. Podoba Wam się? 

Baaardzo, baaardzo dziękuję za 2 komentarze pod ostatnim rozdziałem. Niestety - tak jak się spodziewałam - zostało Was tutaj mało. Niestety ;/ 

Ehh.. Mecz. Oglądałyście? Niesamowicie wyrównany. Dogrywka niestety albo stety nie przyniosła żadnego gola i karne! Byłam niemalże 100% pewna, że wygramy w tych karnych. Przecież jesteśmy w nich niesamowicie dobrzy. A tu jednak niespodzianka.. 

Najgorsze jest to straszne rozczarowanie... 

Do zobaczenia niebawem! ♥☺

niedziela, 15 maja 2016

09 + WIELKI POWRÓT!

I gdyby nie to wszystko, to byłoby dobrze wiesz
A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej



- To co? Idziemy?- zagadnęłam. Wychodząc, niby niechcący szturchnęłam barkiem Marco, stojącego w drzwiach. Puściłam Mu sztuczny uśmiech w ramach przeprosin.
- No raz, raz! Ruszać się.. Marco, Ness!- zawołał Błaszczykowski. Jak zwykle się niecierpliwi.. Z tego co mówiła mi Agata, Mats mieszka dość daleko, ale Kuba nie może się spóźnić i musi wyjechać 40 minut przed ustaloną godziną, kiedy droga zajmuje jedynie 25 minut. Gdzie tu logika? Czy On zawsze musi być tak perfekcyjny?
Zakluczyłam szybko dom przyjaciela, wcześniej jeszcze czekając, aż Reus wygramoli się z mieszkania.
- Ruszasz się jak żółw.- syknęłam w stronę blondyna.
- Nie marudź.- pokręcił głową.- Panie przodem.- uśmiechnął się zawadiacko, przepuszczając mnie w furtce. Poczułam jak mnie szturchnął, kiedy dorównywał mi tempa, by po chwili niby niechcący klepnąć mnie w tyłek. Kurde, Reus!
- Co to miało być?- przystanęłam, patrząc pewnie w Jego oczy.
- Co? No okej, to było niechcący przecież.- uniósł ręce w geście obrony, by po chwili zaśmiać się cicho. Typowy facet.. Zachichotałam. Wsiadłam do samochodu, oddając klucze Agacie, po czym zapięłam pas. Piłkarze ustalili, że kiedy wrócimy Marco weźmie swój samochód, bo nie ma sensu jechać na dwa. Musiałam znosić Go przez kolejne kilka godzin. Oh, serio? Czy ten świat musi być tak okrutny? Po piętnastu minutach dotarliśmy pod piękny, dość duży dom. Planują mieć ośmioro dzieci?
Moje oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, kiedy zobaczyłam wnętrze domu. O Boże. Niebywale piękny. Widać, że był urządzony pod okiem kobiety.
Przywitałam się buziakiem w policzek z Cathy- żoną Matsa i od razu zaczęłyśmy gawędzić. Poszłyśmy do kuchni, a chłopcy zostali w salonie. Zrobiłyśmy wspólnie różnego rodzaju przekąski i zaczęłyśmy zanosić je do salonu. W międzyczasie Cathy wyjęła z piekarnika zapiekankę, którą zrobiła zanim przyszliśmy.
Moje serce przyspieszyło swój rytm, kiedy zobaczyłam wchodzącego do domu szatyna. Prawie upuściłam szklankę z napojem dla Marco, by po chwili usłyszeć wiązankę przekleństw z Jego ust. Ignorując złość i słowa dortmundzkiego piłkarza, rzuciłam krótkie: Sorki i poszłam z powrotem do kuchni. Zaniosłam talerze i sztućce, a zaraz za mną dziewczyny również weszły do salonu. Muszę przyznać, że pomieszczenie było naprawdę spore, ponieważ każdy miał dla siebie miejsce. Usiadłam przy kanapie, opierając się o Nią, kiedy nałożyłam sobie swoją porcję. Na moje nieszczęście Mario usiadł naprzeciw mnie. No zajebiście! Żyć nie umierać! Cały czas czułam Jego wzrok na sobie. Jego czy może Reusa, który co chwile tutaj zerkał?
Kiedy skończyłam jeść, zebrałam od wszystkich talerze, mówiąc Cathy, że sobie poradzę i poszłam do kuchni. Włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki, by po chwili ją włączyć.
- Wiesz gdzie są szklanki?- wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam Jego szorstki głos.
- Mam na czole wypisane służąca? Chyba sam możesz sobie znaleźć.- rzuciłam ostro i wyszłam, zostawiając Go samego. Niech sobie radzi sam, frajer.
- Co Cię ugryzło, Ney?- zachichotał Reus, pijąc swój napój.
- Spieprzaj, lamo.- zaśmiałam się, mierząc Go swoim wzrokiem.
- Ness!- wzrok Kuby mówił sam za siebie. Wywróciłam oczami, po chwili spotykając się z mrocznym wzrokiem Marco. Zmrużyłam oczy, nic z tego nie rozumiejąc. Jego oczy były takie dziwne.. Po chwili do salonu wszedł Mario. Spojrzałam na Niego przelotnie, nawet nie posyłając w Jego stronę lekkiego uśmiechu. Nie wiedząc czemu, miałam Mu za złe to spotkanie z blondynką. Jaka Ty byłaś głupia, dziewczyno...
Wyszłam z salonu, ciskając we wszystkich błyskawice. Rzuciłam krótko, że idę się przewietrzyć, ponieważ źle się poczułam i wyszłam, zamykając za sobą szklane drzwi. Usiadłam na dużej huśtawce, by po chwili się na Niej położyć. Zamknęłam oczy. Na chwilę zapomniałam o wszystkim. O Mario, o aroganckim Marco, o rodzicach, których tak naprawdę nie mam, o piłce, pracy, Marie, o pięknej Ashley i o zawiedzeniu. O cholernym zawiedzeniu. Ogromnym jak przepaść. Chyba oczekiwałam czegoś więcej. Chyba oczekiwałam zainteresowania swoją osobę. Oh, jestem tak naiwna...
Huśtawka zakołysała, a ja poczułam czyjaś obecność. Otworzyłam oczy, spoglądając na moją towarzyszkę. Zachichotałam.
- Co Cię bawi?- uśmiechnęła się lekko.
- Jestem głupia.- zachichotałam.- Jak cholera!- pisnęłam, śmiejąc się jeszcze bardziej. Nagle naszła mnie ochota na śmiech. Tak po prostu.. Nie potrafiłam się opanować.
- Gadasz głupoty!- puknęła mnie w nogę.
- Jak zawsze.- uśmiechnęłam się lekko, podnosząc. Usiadłam po turecku.
- Reus jest czasem strasznie irytujący. Wiem o tym, wszyscy o tym wiemy. Tego nie da się ukryć, ale jest naszym przyjacielem. Kochamy Go za to. No bo jaki byłby świat, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami? Beznadziejny!- wzruszyła ramionami.
- Nie chodzi o Niego, ale dzięki.- zaśmiałam się.- Chodź, bo zjedzą Nam tę sałatkę z owocami, a miałam spróbować.- złapałam za Jej rękę i wstałam, ciągnąc za sobą Cathy. Ta tylko zaśmiała się głośno. Wpadłam do domu. Nadal rozmawiał z kimś przez telefon, chodząc w tą i z powrotem. Przeczesał swoje włosy ręką, spotykając się z moim wzrokiem.
- Pójdę do toalety.- rzuciłam do kobiety i weszłam po schodach na piętro. Weszłam do toalety i stanęłam przed lustrem, patrząc w swoje odbicie. Kim tak naprawdę jestem, co?

Złapał za moją rękę, powyżej łokcia, nie pozwalając mi odejść.
- Puszczaj!- syknęłam, wyrywając rękę z Jego uścisku.
- O co Ci chodzi? Czemu mnie unikasz? Co zrobiłem źle, co?- zapytał ze złością.- No mów!- uniósł ton głosu, kiedy nie odpowiadałam.
- Nie wrzeszcz na mnie, okej?- ja również uniosłam głos. Nagle przyparł mnie do ściany, stawiając krok w przód. Czułam Jego oddech na swojej twarzy.
- No powiedz o co chodzi!
- Może o to, że prawie mnie przelizałeś, a następnego dnia trzymałeś się za rękę z jakąś laską w restauracji? Może właśnie o to?- oburzyłam się, by po chwili się zaśmiać.
- Nie wiedziałem, że pracujesz akurat tam.
- Aha! Czyli gdybyś wiedział, zaprosiłbyś Ją do innej restauracji?- nie wierzyłam własnym uszom. Jeszcze miał czelność tak mówić.
- Nie! To znaczy.. Nie chciałem, żeby tak wyszło!
- Spadaj, Götze. Jesteś żałosny!- rzuciłam i czym prędzej zbiegłam ze schodów. Co za kretyn! - powtarzałam sobie w myślach.
Usiadłam na kanapie obok Kuby, puszczając do Niego lekki uśmiech. Zmrużył oczy, widocznie nie rozumiejąc mojego złego humoru. Nie miałam ochoty wtedy Mu tego tłumaczyć. Jedyne o czym marzyłam to to, żeby znaleźć się w swoim mieszkaniu, obejrzeć jakąś beznadziejną komedię romantyczną, trochę popłakać ze śmiechu, a trochę z równie beznadziejnego losu bohaterów. To głupie.. Po co jeszcze bardziej się dołować?
Jakiś czas później, usłyszałam donośny głos Reusa. Mówił, że będzie się zbierał, bo jutro wcześnie rano przyjeżdża Jego siostra z synkiem. Kuba chciał Go odwieźć, jednak On powiedział, że się przejdzie. Postanowiłam skorzystać z okazji i pójść razem z Nim. W końcu miał po drodze. Wiedziałam, że Kuba nie puściłby mnie samej, a nie chciałam zawracać Mu głowy, żeby mnie odwiózł.
- Marco! Pójdę z Tobą, okej? Jeżeli to nie będzie problem?- spytałam, zatrzymując blondyna. Widocznie był zdziwiony i nie spodziewał się czegoś takiego.
- Tak, jasne! Nie ma problemu.
- Ness, kochana czemu już idziesz?- zapytała Cathy.
- Jakoś nie czuje się dobrze. Jeżeli tylko chcesz to możemy się jutro spotkać na jakiejś kawie?
- Świetny pomysł. Podaj mi swój numer.- odparła, wyciągając telefon z tylnej kieszeni spodni. Podałam brunetce numer telefonu, pożegnałam się ze wszystkimi gośćmi, prócz Mario, a na koniec również z Matsem i Cat. Reus postąpił podobnie.
Poprawiłam torbę na ramieniu, wkładając ręce do kieszeni sweterka. Zerknęłam kątem oka na blondyna, idącego tuż obok mnie. Ręce trzymał w kieszeniach spodni, co chwile zerkając na ekran swojej komórki.
- Czekasz na telefon od kogoś?- spytałam, spoglądając na Reusa.
- Nie, czemu..? A tak, o to chodzi..- zrozumiał co miałam na myśli.- Nie. Tylko tak jakoś..
- Okej.- ucięłam, patrząc na czubki swoich butów, które akurat wtedy stały się tak bardzo interesujące. Dalsza droga minęła Nam w ciszy. Nie wiedziałam, że Marco potrafi się nie odzywać przez tak głupi czas. No, no panie Reus. Łapiesz punkty.
- Jesteśmy.- oznajmił, kiedy byliśmy już pod moją klatką.
- Dzięki, że mnie odprowadziłeś.- wysiliłam się na uśmiech.
- Nie ma sprawy.- uciął. Zbliżył się do mnie na trochę niebezpieczną odległość. Co On knuje? - To dobrej nocki..
- Powodzenia jutro z siostrzeńcem.
- Daj spokój.- machnął ręką.- Jest cudownym dzieciakiem.- uśmiechnął się szeroko.
- Lubisz dzieci?- zapytałam.. Okej, muszę przyznać, trochę uwodzicielskim głosem.
- Uwielbiam.- nie pozostał mi dłużny. Zrobił krok w przód.
- Miłego pocenia się jutro na treningu.
Oh, jak flirtować to na maxa!
- Z pewnością będzie miło.
- A może trener da Wam jutro ostry wycisk?- zaakcentowałam dwa ostatnie słowa.
- Chciałabyś.
- I to jak.- przymrużyłam oczy, by po chwili zaśmiać się.
- Odezwę się jutro.- powiedział pewnie i już chciał mnie pocałować w policzek, jednak odsunęłam się subtelnie i odeszłam w stronę klatki. Jego mina była bezcenna.


Od autorki: Wróciłam! Nie wiem jak to się stało, ale dałam radę. Przeczytałam ostatni komentarz pod ósmym rozdziałem i mówię: Czemu by znów nie spróbować? Zdaję sobie sprawę, że tutaj mógł już nikt nie zostać, ale cóż.. Może jednak?

To jak? Zaczynamy od początku? Tak jakby nic tutaj nie było, ale jednak kontynuujemy? Ja postaram się Was nie zawieść i dodawać regularnie rozdziały.

Przepraszam za rak długą nieobecność.. ☺ Pozdrawiam wszystkich i życzę miłej niedzieli! :*