poniedziałek, 30 maja 2016

10

To tylko krok, by granice przekroczyć
Spuścić wzrok, nie patrzeć w oczy
Przeszłość oddzielić grubą kreską


Mieliście taki moment w życiu, że naprawdę czuliście, że to jest właśnie to? To jest moje miejsce na ziemi, to jest mój dom, moi przyjaciele i moja rodzina? Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a tutaj nagle hop i przeszłość jest w teraźniejszości. Wszystkie negatywne wspomnienia powracają?

Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Niewiele myśląc rozciągnęłam się jeszcze na łóżku, jak robię to co ranek i zwlekłam się z łóżka, by po chwili opierać się o framugę drzwi. Nie dowierzałam. Przetarłam oczy, ziewając przy tym, po czym spojrzałam na mojego gościa. Czy On właśnie sobie robi ze mnie jaja? 
- Co Ty tu robisz?- spytałam, zachrypniętym głosem z zamkniętymi oczami. 
- Miło Cię widzieć, Ney.- szepnął mi tuż przy uchu, by po chwili cmoknąć mnie w policzek. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, kiedy poczułam Jego dłoń na mojej talii. Wszedł do mojego mieszkania.
- Zaprosiłam Cię, że wszedłeś?- zapytałam, wchodząc do swojej sypialni, nawet nie oczekując odpowiedzi.- Nie wiem jak Ty, ale ja idę jeszcze spać.- położyłam się z powrotem na łóżku, przykrywając kołdrą swoje w pół nagie ciało. Bowiem miałam na sobie tylko bieliznę i koszulkę, sięgającą do połowy ud. Zanim zamknęłam oczy, zdążyłam zauważyć, że Marco siada tuż naprzeciwko mnie na krześle obrotowym. 
- Swoją drogą..- odezwał się. 
- Mhm?
- Całkiem sexy wyglądasz w tej koszulce.- dokończył. Otworzyłam oczy i co zobaczyłam? Chytry uśmiech blondyna. 
- Jesteś debilem, Reus.- debil, jak Boga kocham debil. Tylko jedno chodzi Mu po głowie. Dzieciak. Odwróciłam się do Niego tyłem, marząc jedynie o tym, by znaleźć się w krainie Morfeusza. Bo tak się nazywa ten król czy ktoś tam snu, prawda? Moje powieki powoli zaczęły robić się ciężkie i opadać, jednak nie było dane mi zasnąć spokojnie. Usłyszałam dźwięk, opadającej na biurko ramki, a po chwili usłyszałam głos blondyna. 
- Kto to?- zagotowało się we mnie od środka. Nawet nie wiem, w którym momencie zerwałam się z łóżka i wyrwałam Mu ramkę z rąk.
- Ustalmy sobie jedną rzecz.. Nie grzebiesz mi w rzeczach, jasne?- warknęłam, patrząc Mu prosto w oczy. Chyba nie spodziewał się takiego naskoku z mojej strony. Przykro mi panie Reus, ale taka już jestem. 
- Ale ja przecież Ci nie grzebałem. Stało na biurku.- wytłumaczył szybko. 
- Nieważne. Nie tykaj moich rzeczy, okej? Tym bardziej takich. 
- Czyli jakich?- wciął mi się w wypowiedź. 
- Takich. 
- Związanych z tym chłopakiem.- zrobił krok w przód.
- Tak.
- Kim On jest?- moje serce stanęło, żeby po chwili zacząć bić w oszalałym tempie. 

- To.. to mój..- spojrzałam na fotografię. Był taki wesoły, uśmiechnięty, szczęśliwy. Spojrzałam na inną ramkę ze zdjęciem, stojącą na jednej z półek. Cieszył się życiem. Nawet nic nie znaczącymi drobnostkami. Mój jedyny skarb. 
- Brat.- zamarłam. 
- Brat? To Ty..- dalej już nic nie słyszałam. Byłam jakby poza światem. Poza słowami, które leciały w moją stronę. Powracały do swojego właściciela, jak bumerang. Spojrzałam na Niego, nie dowierzając, że On właśnie tutaj stoi. Jeszcze miał czelność przychodzić tutaj i z powrotem włazić z buciorami do mojego życia, po tym wszystkim co zrobił? 
- Ney.. Ej, słuchaj.- potrząsnął mną Marco.- Gdzie On jest? Czemu nigdy nic o Nim nie mówiłaś?- spojrzałam na Niego. Jego oczy wyrażały takie dziwne zakręcenie. Nic z tego nie rozumiał.
- A co miała mówić? Że..
- Mieszka w Essen.- odpowiedziałam blondynowi, bacznie Go obserwując. Gwałtownie odwrócił głowę, kiedy usłyszał słowa wypowiedziane przez.. Przez tego cholernego gnojka!
- Ykhm.. Chyba na cmentarzu.- dopiero kilka chwil później dotarły do mnie Jego słowa. Bez chwili namysłu, rzuciłam się na Niego z pięściami. Chciałam Go zabić, udusić, pogrzebać żywcem, by tylko nie musieć patrzeć na Jego okropny ryj. 
- Jesteś świnią! Jak mogłeś, co?- nie przerywałam swojej czynności nawet na chwile.
- Puszczaj!- wrzasnęłam, kiedy poczułam silne, oplatając mnie w talii ramiona Reusa. Odciągnął mnie od Niego, nie miałam szans, żeby Mu się wyrwać. 
- Jesteś świnią! Nie zasługujesz na to, by żyć!- krzyczałam. Czułam, że za chwilę pęknę. Tak bardzo tego nie chciałam..- Wynoś się stąd! 
- Wpadnę później, mamy sobie do porozmawiania.- powiedział i skierował się do wyjścia. 
- Nie mam o czym z Tobą rozmawiać. Twój temat jest zamknięty.- krzyknęłam jeszcze za nim. 
- Tak Ci się tylko wydaje, kochanie.- i trzasnął drzwiami. On jest nienormalny! 

Gdzie jest granica? Co wolno, i co warto?

Zerknęłam kątem oka na Reusa, spotykając się z Jego dociekliwym spojrzeniem. 
- Kto to był?
- Nikt ważny.- chciałam wyjść, jednak ten szybko złapał mnie za rękę powyżej łokcia i przyciągnął do siebie. Byłam bliska płaczu. Szarpnęłam ręką, chcąc uwolnić się z Jego uścisku i odejść, ale On cały czas trzymał mnie przy sobie. 
- Puść..- syknęłam, nie dając za wygraną. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale w jednej chwili usłyszeliśmy dzwonek Jego telefonu. Spojrzałam na Jego kieszeń, na Niego, na kieszeń i znów na Niego.- Nie odbierzesz?- spytałam, trochę łagodniejszym głosem. Westchnął, puścił moją rękę i wyjął telefon, by po chwili odebrać. Chciałam już tylko tego, żeby wyszedł i zostawił mnie samą.
- Okej, to ja już jadę. Będę za chwile... No tak, u..- zawahał się, spoglądając na mnie.- znajomej... Tak, u Ness.- westchnął.- Cześć.- wywrócił oczami i spojrzał na mnie.
- Muszę iść. Mel za chwile będzie u mnie z synkiem.- uśmiechnął się lekko. Skinęłam głową, dając Mu znać, że rozumiem. Poszłam za Nim do przedpokoju. Oparłam się o ścianę, bacznie przyglądając się blondynowi. Straciłam wszystkie chęci do życia, a ten dzień tak pięknie się zapowiadał. Założył buty. Chyba musisz się ubrać, bo masz na sobie tylko koszulkę, nie sądzisz panno idealna?
- Daj mi swój numer.- wypalił, opierając się o ścianę. Stał naprzeciwko mnie, dokładnie lustrując wzrokiem moje ciało. Typowy facet! 
- Słucham?- zachichotałam. 
- Uszy się myje, a nie wietrzy.
- Aleś Ty masz humor.- pokręciłam głową z niedowierzaniem. 
- To jak? Dasz mi ten numer?
- Aż tak Ci na tym zależy? 
- Czy zależy to.. 
- No to skoro Ci nie zależy to po co Ci?- wzruszyłam ramionami, uśmiechając się zadziornie. Odwróciłam się do Niego tyłem i chciałam wejść do swojego pokoju, ale ten złapał mnie za rękę i oparł o ścianę, stojąc tuż przy mnie. 
- Powinieneś już jechać, siostra będzie się niecierpliwić.- odparłam, podpierając się dłonią o ścianę. 
- Da sobie radę.- powiedział pewnie i znów chciał coś powiedzieć, jednak nie pozwoliłam Mu, bo jak przypuszczałam chciał zacząć temat mojego numeru. 
- Daj telefon.- wyciągnęłam rękę, by po chwili otrzymać Jego telefon. Wpisałam dziewięciocyfrowy numer i zapisałam. A niech się zastanawia jak! - Proszę!- uśmiechnęłam się lekko. 
- Napiszę później.- puścił mi oczko i wyszedł. Oh, w końcu! Zamknęłam dokładnie drzwi i oparłam się o nie, po chwili bezsilnie po nich zjeżdżając i zanosząc się cichym płaczem. Dobił mnie do końca. Nie powinien tutaj przychodzić... Naprawdę, nie miał takiego prawa. Oddałam Mu swoje całe poprzednie życie, wszystko czego tylko chciał, a teraz chce jeszcze więcej. Chce tego co mam teraz, a mam naprawdę super życie. Nie pozwolę Mu tego zepsuć. Za długo na to wszystko pracowałam... David by tego nie chciał.


Narracja trzecioosobowa

Czym prędzej otworzył drzwi ukochanej przyjaciółki i wszedł do środka. Panowała grobowa cisza.. Przeczuwał najgorsze, bał się, że sobie coś zrobi. Zajrzał do sypialni brunetki i nic. Do łazienki też nic. Wpadł do salonu, wcześniej zaglądając do kuchni. Zastał brunetkę skuloną w kłębek i leżącą na kanapie. Ukucnął przy Niej i mocno złapał za rękę. 
- Kochana moja..- przycisnął usta do Jej dłoni, by po chwili wytrzeć spływające po Jej policzkach łzy. Płakała nawet przez sen..- Skarbie, co Ty robisz?- pytał siebie, jakby oczekując odpowiedzi. Wziął koc, leżący w sypialni brunetki i przykrył Ją, odgarniając kosmyk włosów z jej delikatnej twarzy.


- Potrzebuję Cię, Kuba..- szepnęła, prawie niesłyszalnie, zwracając uwagę Polaka, który oglądał telewizję. Od kilkunastu minut siedziała, nie odzywając się nawet słowem.
- Misiaa, skarbie mój..- natychmiast podszedł do Niej, biorąc w swoje ramiona. 
- Bardziej niż mi się wcześniej wydawało...- wychrypiała, zanosząc się płaczem.
- Jestem obok.- odparł pewnie, jeszcze mocniej przytulając drobną brunetkę.
- Mógłbyś mnie przekimać pare nocy? Nie chcę zostawać tutaj sama.- poprosiła, odsuwając się od przyjaciela. 
- Jasne, nawet nie pytaj.- ucałował Ją w policzek. 
- Dziękuję..
- Idź się spakuj i zmykamy stąd.- uśmiechnął się, poganiając Ness. 
Weszła pośpiesznie do swojej sypialni, z szafy wyciągając torbę sportową. Szybko spakowała parę ciuchów, z łazienki zabrała szczoteczkę do zębów, kosmetyki wrzuciła do kosmetyczki, która po chwili wylądowała w torbie. Wróciła do sypialni, by upewnić się czy oby na pewno spakowała wszystko. Ładowarka, słuchawki, książki.. Wszystko jest? 
- Przepraszam, nie daję rady..- szepnęła spoglądając na fotografię brata. Powróciła do salonu, informując przyjaciela, że jest już gotowa.


Ness

Dzwonek do drzwi przywrócił mnie do świata żywych. Oderwałam wzrok od książki, pierwszy raz od godziny. Już chciałam wstać, by otworzyć, jednak Kuba mnie ubiegł, pędząc w stronę przedpokoju, nucąc pod nosem jakąś nieznaną mi melodię. Zachichotałam pod nosem.
- Cześć Kuba. Sorry, że tak bez uprzedzenia, ale martwię się o Ness. Nie otwiera drzwi, a Jej telefon wciąż milczy. Nie wiesz co si..?- nie dokończył, wpatrując się we mnie jak w obrazek.- Aa to..- podrapał się po karku. Był zażenowany. Jak cholera! Uśmiechnęłam się blado, nie spuszczając z Niego wzroku.- jesteś.. tutaj...- kontynuował.
- Tak, Ness pomieszka u Nas przez jakiś czas.- powiedział stanowczo Kuba. Zmarszczyłam brwi.


Od autorki: I jest 10! Co sądzicie o tym rozdziale? Wydaje mi się, że dołożyłam odrobinę tajemniczości. Podoba Wam się? 

Baaardzo, baaardzo dziękuję za 2 komentarze pod ostatnim rozdziałem. Niestety - tak jak się spodziewałam - zostało Was tutaj mało. Niestety ;/ 

Ehh.. Mecz. Oglądałyście? Niesamowicie wyrównany. Dogrywka niestety albo stety nie przyniosła żadnego gola i karne! Byłam niemalże 100% pewna, że wygramy w tych karnych. Przecież jesteśmy w nich niesamowicie dobrzy. A tu jednak niespodzianka.. 

Najgorsze jest to straszne rozczarowanie... 

Do zobaczenia niebawem! ♥☺

niedziela, 15 maja 2016

09 + WIELKI POWRÓT!

I gdyby nie to wszystko, to byłoby dobrze wiesz
A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej



- To co? Idziemy?- zagadnęłam. Wychodząc, niby niechcący szturchnęłam barkiem Marco, stojącego w drzwiach. Puściłam Mu sztuczny uśmiech w ramach przeprosin.
- No raz, raz! Ruszać się.. Marco, Ness!- zawołał Błaszczykowski. Jak zwykle się niecierpliwi.. Z tego co mówiła mi Agata, Mats mieszka dość daleko, ale Kuba nie może się spóźnić i musi wyjechać 40 minut przed ustaloną godziną, kiedy droga zajmuje jedynie 25 minut. Gdzie tu logika? Czy On zawsze musi być tak perfekcyjny?
Zakluczyłam szybko dom przyjaciela, wcześniej jeszcze czekając, aż Reus wygramoli się z mieszkania.
- Ruszasz się jak żółw.- syknęłam w stronę blondyna.
- Nie marudź.- pokręcił głową.- Panie przodem.- uśmiechnął się zawadiacko, przepuszczając mnie w furtce. Poczułam jak mnie szturchnął, kiedy dorównywał mi tempa, by po chwili niby niechcący klepnąć mnie w tyłek. Kurde, Reus!
- Co to miało być?- przystanęłam, patrząc pewnie w Jego oczy.
- Co? No okej, to było niechcący przecież.- uniósł ręce w geście obrony, by po chwili zaśmiać się cicho. Typowy facet.. Zachichotałam. Wsiadłam do samochodu, oddając klucze Agacie, po czym zapięłam pas. Piłkarze ustalili, że kiedy wrócimy Marco weźmie swój samochód, bo nie ma sensu jechać na dwa. Musiałam znosić Go przez kolejne kilka godzin. Oh, serio? Czy ten świat musi być tak okrutny? Po piętnastu minutach dotarliśmy pod piękny, dość duży dom. Planują mieć ośmioro dzieci?
Moje oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek, kiedy zobaczyłam wnętrze domu. O Boże. Niebywale piękny. Widać, że był urządzony pod okiem kobiety.
Przywitałam się buziakiem w policzek z Cathy- żoną Matsa i od razu zaczęłyśmy gawędzić. Poszłyśmy do kuchni, a chłopcy zostali w salonie. Zrobiłyśmy wspólnie różnego rodzaju przekąski i zaczęłyśmy zanosić je do salonu. W międzyczasie Cathy wyjęła z piekarnika zapiekankę, którą zrobiła zanim przyszliśmy.
Moje serce przyspieszyło swój rytm, kiedy zobaczyłam wchodzącego do domu szatyna. Prawie upuściłam szklankę z napojem dla Marco, by po chwili usłyszeć wiązankę przekleństw z Jego ust. Ignorując złość i słowa dortmundzkiego piłkarza, rzuciłam krótkie: Sorki i poszłam z powrotem do kuchni. Zaniosłam talerze i sztućce, a zaraz za mną dziewczyny również weszły do salonu. Muszę przyznać, że pomieszczenie było naprawdę spore, ponieważ każdy miał dla siebie miejsce. Usiadłam przy kanapie, opierając się o Nią, kiedy nałożyłam sobie swoją porcję. Na moje nieszczęście Mario usiadł naprzeciw mnie. No zajebiście! Żyć nie umierać! Cały czas czułam Jego wzrok na sobie. Jego czy może Reusa, który co chwile tutaj zerkał?
Kiedy skończyłam jeść, zebrałam od wszystkich talerze, mówiąc Cathy, że sobie poradzę i poszłam do kuchni. Włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki, by po chwili ją włączyć.
- Wiesz gdzie są szklanki?- wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam Jego szorstki głos.
- Mam na czole wypisane służąca? Chyba sam możesz sobie znaleźć.- rzuciłam ostro i wyszłam, zostawiając Go samego. Niech sobie radzi sam, frajer.
- Co Cię ugryzło, Ney?- zachichotał Reus, pijąc swój napój.
- Spieprzaj, lamo.- zaśmiałam się, mierząc Go swoim wzrokiem.
- Ness!- wzrok Kuby mówił sam za siebie. Wywróciłam oczami, po chwili spotykając się z mrocznym wzrokiem Marco. Zmrużyłam oczy, nic z tego nie rozumiejąc. Jego oczy były takie dziwne.. Po chwili do salonu wszedł Mario. Spojrzałam na Niego przelotnie, nawet nie posyłając w Jego stronę lekkiego uśmiechu. Nie wiedząc czemu, miałam Mu za złe to spotkanie z blondynką. Jaka Ty byłaś głupia, dziewczyno...
Wyszłam z salonu, ciskając we wszystkich błyskawice. Rzuciłam krótko, że idę się przewietrzyć, ponieważ źle się poczułam i wyszłam, zamykając za sobą szklane drzwi. Usiadłam na dużej huśtawce, by po chwili się na Niej położyć. Zamknęłam oczy. Na chwilę zapomniałam o wszystkim. O Mario, o aroganckim Marco, o rodzicach, których tak naprawdę nie mam, o piłce, pracy, Marie, o pięknej Ashley i o zawiedzeniu. O cholernym zawiedzeniu. Ogromnym jak przepaść. Chyba oczekiwałam czegoś więcej. Chyba oczekiwałam zainteresowania swoją osobę. Oh, jestem tak naiwna...
Huśtawka zakołysała, a ja poczułam czyjaś obecność. Otworzyłam oczy, spoglądając na moją towarzyszkę. Zachichotałam.
- Co Cię bawi?- uśmiechnęła się lekko.
- Jestem głupia.- zachichotałam.- Jak cholera!- pisnęłam, śmiejąc się jeszcze bardziej. Nagle naszła mnie ochota na śmiech. Tak po prostu.. Nie potrafiłam się opanować.
- Gadasz głupoty!- puknęła mnie w nogę.
- Jak zawsze.- uśmiechnęłam się lekko, podnosząc. Usiadłam po turecku.
- Reus jest czasem strasznie irytujący. Wiem o tym, wszyscy o tym wiemy. Tego nie da się ukryć, ale jest naszym przyjacielem. Kochamy Go za to. No bo jaki byłby świat, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami? Beznadziejny!- wzruszyła ramionami.
- Nie chodzi o Niego, ale dzięki.- zaśmiałam się.- Chodź, bo zjedzą Nam tę sałatkę z owocami, a miałam spróbować.- złapałam za Jej rękę i wstałam, ciągnąc za sobą Cathy. Ta tylko zaśmiała się głośno. Wpadłam do domu. Nadal rozmawiał z kimś przez telefon, chodząc w tą i z powrotem. Przeczesał swoje włosy ręką, spotykając się z moim wzrokiem.
- Pójdę do toalety.- rzuciłam do kobiety i weszłam po schodach na piętro. Weszłam do toalety i stanęłam przed lustrem, patrząc w swoje odbicie. Kim tak naprawdę jestem, co?

Złapał za moją rękę, powyżej łokcia, nie pozwalając mi odejść.
- Puszczaj!- syknęłam, wyrywając rękę z Jego uścisku.
- O co Ci chodzi? Czemu mnie unikasz? Co zrobiłem źle, co?- zapytał ze złością.- No mów!- uniósł ton głosu, kiedy nie odpowiadałam.
- Nie wrzeszcz na mnie, okej?- ja również uniosłam głos. Nagle przyparł mnie do ściany, stawiając krok w przód. Czułam Jego oddech na swojej twarzy.
- No powiedz o co chodzi!
- Może o to, że prawie mnie przelizałeś, a następnego dnia trzymałeś się za rękę z jakąś laską w restauracji? Może właśnie o to?- oburzyłam się, by po chwili się zaśmiać.
- Nie wiedziałem, że pracujesz akurat tam.
- Aha! Czyli gdybyś wiedział, zaprosiłbyś Ją do innej restauracji?- nie wierzyłam własnym uszom. Jeszcze miał czelność tak mówić.
- Nie! To znaczy.. Nie chciałem, żeby tak wyszło!
- Spadaj, Götze. Jesteś żałosny!- rzuciłam i czym prędzej zbiegłam ze schodów. Co za kretyn! - powtarzałam sobie w myślach.
Usiadłam na kanapie obok Kuby, puszczając do Niego lekki uśmiech. Zmrużył oczy, widocznie nie rozumiejąc mojego złego humoru. Nie miałam ochoty wtedy Mu tego tłumaczyć. Jedyne o czym marzyłam to to, żeby znaleźć się w swoim mieszkaniu, obejrzeć jakąś beznadziejną komedię romantyczną, trochę popłakać ze śmiechu, a trochę z równie beznadziejnego losu bohaterów. To głupie.. Po co jeszcze bardziej się dołować?
Jakiś czas później, usłyszałam donośny głos Reusa. Mówił, że będzie się zbierał, bo jutro wcześnie rano przyjeżdża Jego siostra z synkiem. Kuba chciał Go odwieźć, jednak On powiedział, że się przejdzie. Postanowiłam skorzystać z okazji i pójść razem z Nim. W końcu miał po drodze. Wiedziałam, że Kuba nie puściłby mnie samej, a nie chciałam zawracać Mu głowy, żeby mnie odwiózł.
- Marco! Pójdę z Tobą, okej? Jeżeli to nie będzie problem?- spytałam, zatrzymując blondyna. Widocznie był zdziwiony i nie spodziewał się czegoś takiego.
- Tak, jasne! Nie ma problemu.
- Ness, kochana czemu już idziesz?- zapytała Cathy.
- Jakoś nie czuje się dobrze. Jeżeli tylko chcesz to możemy się jutro spotkać na jakiejś kawie?
- Świetny pomysł. Podaj mi swój numer.- odparła, wyciągając telefon z tylnej kieszeni spodni. Podałam brunetce numer telefonu, pożegnałam się ze wszystkimi gośćmi, prócz Mario, a na koniec również z Matsem i Cat. Reus postąpił podobnie.
Poprawiłam torbę na ramieniu, wkładając ręce do kieszeni sweterka. Zerknęłam kątem oka na blondyna, idącego tuż obok mnie. Ręce trzymał w kieszeniach spodni, co chwile zerkając na ekran swojej komórki.
- Czekasz na telefon od kogoś?- spytałam, spoglądając na Reusa.
- Nie, czemu..? A tak, o to chodzi..- zrozumiał co miałam na myśli.- Nie. Tylko tak jakoś..
- Okej.- ucięłam, patrząc na czubki swoich butów, które akurat wtedy stały się tak bardzo interesujące. Dalsza droga minęła Nam w ciszy. Nie wiedziałam, że Marco potrafi się nie odzywać przez tak głupi czas. No, no panie Reus. Łapiesz punkty.
- Jesteśmy.- oznajmił, kiedy byliśmy już pod moją klatką.
- Dzięki, że mnie odprowadziłeś.- wysiliłam się na uśmiech.
- Nie ma sprawy.- uciął. Zbliżył się do mnie na trochę niebezpieczną odległość. Co On knuje? - To dobrej nocki..
- Powodzenia jutro z siostrzeńcem.
- Daj spokój.- machnął ręką.- Jest cudownym dzieciakiem.- uśmiechnął się szeroko.
- Lubisz dzieci?- zapytałam.. Okej, muszę przyznać, trochę uwodzicielskim głosem.
- Uwielbiam.- nie pozostał mi dłużny. Zrobił krok w przód.
- Miłego pocenia się jutro na treningu.
Oh, jak flirtować to na maxa!
- Z pewnością będzie miło.
- A może trener da Wam jutro ostry wycisk?- zaakcentowałam dwa ostatnie słowa.
- Chciałabyś.
- I to jak.- przymrużyłam oczy, by po chwili zaśmiać się.
- Odezwę się jutro.- powiedział pewnie i już chciał mnie pocałować w policzek, jednak odsunęłam się subtelnie i odeszłam w stronę klatki. Jego mina była bezcenna.


Od autorki: Wróciłam! Nie wiem jak to się stało, ale dałam radę. Przeczytałam ostatni komentarz pod ósmym rozdziałem i mówię: Czemu by znów nie spróbować? Zdaję sobie sprawę, że tutaj mógł już nikt nie zostać, ale cóż.. Może jednak?

To jak? Zaczynamy od początku? Tak jakby nic tutaj nie było, ale jednak kontynuujemy? Ja postaram się Was nie zawieść i dodawać regularnie rozdziały.

Przepraszam za rak długą nieobecność.. ☺ Pozdrawiam wszystkich i życzę miłej niedzieli! :*

piątek, 12 lutego 2016

08

Twoje słowa tną głębiej niż nóż
Teraz potrzebuję kogoś, kto przywróci mnie do życia
Oh, czy On da mi dziś spokój?

Czy duet Götzeus, jak to Ich chłopcy wczoraj nazwali, musi być tak bardzo uparty? Piłkarze mają racje, mówiąc że są jak bracia. Udałam, że Go nie słyszałam, mrużąc oczy, po czym wyjęłam słuchawki, pozwalając im swobodnie opaść.- Nie słyszałaś jak Cię wołałem? 
- Gdybym słyszała to odwróciłabym się, nie sądzisz?- odparłam dość ostro. Szatyn to zauważył i widocznie nie był z tego zadowolony.
- Tak, jasne.- uśmiechnął się blado.
- Śpieszę się. Jeżeli to wszystko co chciałeś mi powiedzieć, to do zobaczenia. Miłego popołudnia.- uśmiechnęłam się sztucznie, dając Mu wyraźnie do zrozumienia, że jestem na Niego zła, po czym odbiegłam od Niego, kierując się prostą uliczką.
Już myślałam, że to koniec atrakcji na dziś, jednak niedaleko mojego bloku, ujrzałam bardzo dobrze znaną mi osobę. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl rozmowy z Nią.
- Oo, panna Neumayer postanowiła zadbać o formę..- zachichotała złowieszczo, zatrzymując się przede mną. 
- Formę mam odpowiednią, a Tobie nic do tego.- syknęłam.- A i polecam. Samopoczucie od razu się poprawia, przyda Ci się.- puściłam Jej oczko, po czym oddaliłam się od Ashley, by kilkanaście sekund później wejść spokojnie do klatki schodowej. Byłam z siebie zadowolona. Dogryzłam Jej i miałam z tego ogromną satysfakcję. Wbiegłam po schodach na dziewiąte piętro i ujrzałam pod swoimi drzwiami siedzącą blondynkę.
- Marie, co Ty tutaj robisz? 
- Ta suka powiedziała, że przespała się z Chrisem. Myślałam, że Ją uduszę.- była bardzo zdenerwowana. Tylko jedna osoba mogła tak powiedzieć... Czym prędzej otworzyłam drzwi i zaprosiłam przyjaciółkę do środka. Zdjęła szybko buty i kurtkę, po czym poszła do salonu. Ja postąpiłam tak samo. 
- Powiedz wszytko od początku. Tylko spokojnie.- usiadłam obok przyjaciółki po turecku.- Ej mała, no co Ty.. Nie płacz.- złapałam Ją za rękę, mocno ściskając, kiedy zobaczyłam w Jej oczach łzy. 
- Kiedy szłam do Ciebie, spotkałam Ją i jak to Ona zaczęła swoją głupią gadkę, więc odpowiedziałam Jej... Okej, trochę chamsko i złoścliwie, ale Ona nie miała prawa tak powiedzieć. Zaśmiała się i powiedziała "Ciekawe czy będziesz tak wyszczekana jak powiem, że Twój kochaś przespał się ze mną."... Czy coś takiego...
- Marie..
- I przysięgam, że jeżeli to okaże się prawdą to wydrapie Jej oczy.. Ness, mi tak strasznie na Nim zależy..- chlipnęła i mocno się do mnie przytuliła. Jak Boga kocham.. Sama w tamtym momencie miałam ochotę wydrapać te Jej piękne oczka. 

Następny dzień

Od razu po pracy, miałam spotkać się z Chrisem. Jeszcze rano zadzwoniłam do Niego, by umówić się na spotkanie. Cały wieczór pocieszałam Marie, a kiedy w końcu zasnęła spisałam sobie numer bruneta, by następnego dnia zadzwonić do Niego. Nie wiedziałam jeszcze co chcę Mu powiedzieć, ale nie miałam zamiaru patrzeć jak moja przyjaciółka cierpi. Stała się dla mnie siostrą i wielkim wsparciem. Pokochałam Ją jak siostrę. 
Wyjęłam papierosa i zapaliłam Go, chodząc w tą i z powrotem. Umówiłam się z brunetem w parku przy fontannie, a On spóźniał się już 15 minut. Kiedy Go zobaczyłam, biegnącego w moją stronę, szybko rzuciłam fajkę i zdeptałam ją butem. 
- Cześć.- odparłam niemrawo, kiedy się ze mną przywitał.
- Palisz?
- Jak widać.
- O czym chciałaś ze mną rozmawiać? Chyba byłaś zdenerwowana jak dzwoniłaś?- bardziej spytał niż oznajmił, kiedy ruszyliśmy wgłąb parku. 
- Chodzi o Marie..- westchnęłam. 
- Co z Nią? Stało się coś? Wczoraj nie odbierała ode mnie telefonu.- wyglądał na zmartwionego. 
- Słuchaj. Nie będę owijała w bawełnę.- przystanęłam, stając naprzeciwko Niego. Już chciał mi przerwać, ale nie pozwoliłam Mu.- Posłuchaj i nie przerywaj mi. To nie jest dla mnie łatwa sprawa i trochę głupio mi tak do Ciebie mówić, ale trudno.- kontynuowałam.- Wczoraj Marie spotkała się przypadkiem z Ashley, trochę się posprzeczały, a ta żmija powiedziała, że się z Tobą przespała.. Nie wiem czy to prawda, ale mam nadzieję, że nie. I przysięgam Ci..- postawiłam krok wprzód, stojąc twarzą w twarz z brunetem.- że jeżeli to jest prawda, to urwę Ci.. wiesz co.- zachichotałam.- Jeżeli Ją skrzywdzisz to obiecuję, że nie będziesz miał ze mną łatwego życia... 
- A m..- uciął, kiedy złapałam za Jego bluzę, po czym się zaśmiałam złośliwie. 
- No. Myślę, że się zrozumieliśmy.- puściłam materiał i delikatnie go wygładziłam. 
- To absurd!- oburzył się.- Nigdy z Nią nie spałem. Okej, przystawiała się do mnie, ale nigdy w życiu..! 
- I po co mi to mówisz?
- A mówiłem Marie, żeby nie zwracała na Nią uwagi..- puścił sobie moje słowa koło uszu. 
- Słuchaj. Ewidentnie podobasz się Ashley i Ona z Ciebie tak łatwo nie zrezygnuje. Wszyscy wiedzą, że jest suką i nie radze Ci się do Niej jakkolwiek zbliżać, bo wiesz jak to się skończy..- wzruszył brwiami, drapiąc się po karku.- Będziesz na językach całej szkoły.- zachichotałam, a zaraz za mną Chris zaśmiał się sztucznie. Ruszyłam dalej. 
- Strasznie śmieszne.- wywrócił oczami.- A wracając do panny pięknej, to nawet nie mam ochoty patrzeć na Jej piękną buźkę..
- A na Jej fajny tyłek?- zaśmiałam się. 
- Marie ma lepszy..- wzruszył ramionami. 
- Okej, oszczędź mi szczegółów.- uniosłam ręce do góry, w geście obrony. 
- Ty też masz całkiem niezły.- powiedział pewnie, patrząc się wprost na mój tył. 
- Chris!- pisnęłam, uderzając Go pięścią w ramie. Jęknął z bólu, albo po prostu udał.
- Nadajesz się na bokserkę.
- A wiesz.. Mam dziś na sobie. Czerwoną.- uśmiechnęłam się lekko. 
- Jesteś wariatką.- zaśmiał się słodko. 


Kocha Ją. On Ją kocha. Jak nic.. Jestem tego pewna. I pomyśleć, że jeszcze niedawno byłam tak zakochana jak On. Nie wyobrażałam sobie, że można kochać tak bardzo, a jednak.. codziennie zakochiwałam się coraz bardziej i bardziej. Darzyłam Go zaufaniem i miłością, o jakiej istnieniu nawet nie śniłam, ale to co piękne, kiedyś się kończy.. Wszystko prysło jak bańka mydlana. Nasze szczęście i miłość. 
Już nigdy się tak nie zakocham. Przysięgam sobie i Jemu. 

Usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej, wywracając oczami, kiedy usłyszałam głos farbowanego blondyna. Jak ja Go uwielbiam! Czujecie ten sarkazm? Byłam niemalże pewna, że spędzę to popołudnie w miłym towarzystwie i w bardzo miłej atmosferze. A jednak! On musiał wpieprzyć się akurat dziś! 
- Myślałem, że będziesz sam..- mruknął niemrawo. 
To nie myśl tyle, bo Ci to nie wychodzi. Takie to trudne? 
- Chodź, chodź. Czego się napijesz?- zapytał przyjaciel, wchodząc do kuchni.
- Kawy.- rzucił do mnie przelotne spojrzenie, ciskając w moją stronę błyskawice. Oho, książe nie ma humoru! Lepiej nie wchodzić Mu w drogę.. 
- Widzę, że nie masz humoru, Ney.- rzucił do mnie. Dla Ciebie nigdy nie mam humoru. 
- Widzę, że trener dał Ci niezły wycisk. Widać to po Twoich pachach, lamo.- puściłam do Niego cwany uśmiech. To było cholernie dziecinnie! 
- Spieprzaj.
- Sam spieprzaj. Nikt Cię tutaj nie zapraszał.- nic nie robiąc sobie z Jego słów, wzięłam kolejny łyk kawy. 
- Za to Tobie przydałby się trening.- syknął, uśmiechając się cwaniacko pod nosem. 
- Sugerujesz, że jestem gruba?- oburzyłam się. Chyba sobie ze mnie teraz jaja robi! 
- Sugeruję, że powinnaś zacząć ćwiczyć.
- Jesteś dupkiem, Reus.- warknęłam, wstając i wychodząc z kuchni.- Idę do Agaty.- powiedziałam do przyjaciela i poszłam schodami na górę. Czułam na sobie wzrok Reusa. Oh, wiem, że gapisz się na mój tyłek! 
Weszłam do sypialni małżonków, przyjaźnie witając się z żoną jednego z najlepszych polskich piłkarzy. Blondynka od razu zaczęła opowiadać o przedstawieniu, w którym brała udział Jej córeczka. Opowiadała o Niej z taką miłością, że momentami zaczynało mnie mdlić. Żartuję oczywiście. Taak, to było głupie. Tak naprawdę w głębi serca zazdrościłam Oliwce rodziców. Zazdrościłam tego, że tak bardzo się kochają, potrafią dogadać... A przede wszystkim tego, że mają siebie, bez wzglęgu na wszystko. Zawsze powtarzałam, że oddałabym wszystko, żeby tylko poznać swoich rodziców, ale co by to zmieniło? Tak naprawdę to tego nie chcę. Oni nie chcieli mnie i Davida. Byliśmy dla Nich niepotrzebnym balastem i pozbyli się nas. 
Nienawidzę Ich. Z całego serca! 

Dość długo rozmawiałyśmy, praktycznie cały czas o głupotach. Uwielbiam rozmawiać z Agatą. Jest mądrą, piękną i inteligentną kobietą. To niesamowite jak ludzie mogą się kochać. A Kuba i Agata są tego żywym dowodem. W naszym plotkowaniu przeszkodzili nam piłkarze, wchodząc do pokoju.
- Kochanie, Mats zaprosił nas do siebie, idziecie ze mną i Marco?- spytał, obejmując żonę ramieniem, po czym pocałował ją w policzek.
- Ykhm.. W tym pokoju przebywają również single.- odchrząknęłam.
- Kiedyś też będziesz miała faceta i też będziesz robiła te rzeczy.- powiedział, jakby nie będąc pewny swojego.
- Te rzeczy.- zachichotała Agata.
- No co?- przycisnął Ją mocniej do swojego ciała, przytulając.
- Ja będę miała faceta? Błagam Cię..
- Już Mu współczuję..- odchrząknął blondyn, oparty nonszalancko o framugę drzwi. Zmierzyłam Go jednym z moich gorszych spojrzeń.
- To co? Idziemy?- zagadnęłam. Wychodząc, niby niechcący szturchnęłam barkiem Marco, stojącego w drzwiach. Puściłam Mu sztuczny uśmiech w ramach przeprosin.


Od autorki: Cześć wszystkim! Od dziś piękne 2 tygodnie ferii! Bez szkoły, bez nauki i bez moich kochanych nauczycieli ♥ Czujecie ten sarkazm? A Wy? Już po czy dopiero przed feriami?

Co sądzicie o rozdziale? Może być czy nie bardzo? Przez te dwa, najbliższe tygodnie postaram się uzupełnić braki i napisać coś jeszcze.

Uwaga! Zmieniłam adres bloga. Teraz jest on taki: http://mysteryff-bvb.blogspot.com/

Tym, którzy już rozpoczęli wypoczynek od szkoły, życzę udanych ferii! Bez połamanych nóg, rąk czy czegokolwiek! Pozdrawiam i ściskam mocno! ♥

Zapomniałabym! Miłych walentynek kochane! ☺♥




piątek, 5 lutego 2016

07

To samo miejsce, ten sam zmęcony strach
Wśród tłumu ludzi odbijam się od dna



- Raczej nie mamy o czym rozmawiać. Powiedziałaś to co myślałaś..- powiedział obojętnie i chciał odejść, ale złapałam Go za rękę. Nie mogłam tak tego zostawić. Za bardzo zależało mi na przyjaźni z blondynem. 
- Naprawdę nie wiem.. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło. Byłam rozzłoszczona, Reus tak bardzo mnie zdenerwował, że nie potrafiłam się uspokoić.. Nie myślę tak. Nigdy taka myśl nawet nie przeszła mi przez głowę. Jestem głupia. Wiem, że Cię zawiodłam, ale.. Strasznie mi na Tobie zależy, Kubuś..- po moich policzkach popłynęły łzy, które szybko wytarłam. Podobno miałaś być silna.
- Chodź tu do mnie.- przytulił mnie mocno do siebie.- I nie płacz, Głuptasku.- ucałował mnie w czubek głowy. Powoli piłkarze zaczęli wychodzić z szatni, więc i Kuba postanowił już pójść. Powiedział, że spotkamy się po treningu i jeszcze porozmawiamy. Ja tylko przytaknęłam i odchodząc pomachałam Mu. Odwróciłam się, by wyjść ze stadionu, jednak wpadłam na Marco. Uśmiechnął się łobuzersko, opierając się jedną ręką o ścianę.
- Mówisz, że Cię zdenerwowałem?- podrapał się po karku.
- Mamusia Cię nie nauczyła, że nie należy podsłuchiwać?
- A owszem. Nauczyła.- uśmiechnął się szeroko, spoglądając na swoją rękę, by po chwili przenieść wzrok na mnie.
- Coś mało się Jej słuchasz.- wzruszyłam ramionami.
- Jestem dużym chłopcem.
- Teoretyczne tak, praktycznie niekoniecznie.- zachichotałam, jednak chwilę później tego pożałowałam. Blondyn zrobił groźną minę i postawił krok w przód. Ja w tył, ale wiedziałam, że na tym się nie skończy. W ułamku sekundy postanowiłam, więc wziąć nogi za pas i uciekać gdzie pieprz rośnie. Pisnęłam, kiedy usłyszałam tupot Jego butów. Wiedziałam, że już po mnie. Wbiegłam na boisko jak poparzona, a zaraz za mną blondyn. Czułam na sobie wzrok piłkarzy i trenera. Chłopcy się z nas strasznie śmiali i byłam niemalże stuprocentowo pewna, że sam trener miał z nas niezły ubaw. Z połowy boiska dobiegłam już do bramki i zatrzymałam się przy niej, by złapać trochę powietrza, jednak to okazało się moją zgubą. Marco niemal od razu dobiegł do mnie, a ja myśląc, że zdołam przed Nim uciec, schowałam się w bramce. Podszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać. Próbowałam wydostać się spod Jego ciała, jednak to nic nie dawało. Krztusiłam się powietrzem.
- To jak? Jestem dużym chłopcem?
- Teoretycznie..- nie pozwolił mi dokończyć.
- A praktycznie?- zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Zastanowię się..- zachichotałam.- No okej, okej. Tylko mnie już wypuść.- jak poprosiłam tak zrobił. Wstałam otrzepując swoje ubranie, a kiedy już skończył dostrzegłam, że blondyn bacznie mnie obserwuje.
- Na boisku włączasz myślenie, więc chyba jesteś.- zachichotałam, by po chwili biec w kierunku trenera.- Twoi koledzy już zaczęli się pocić, to i na Ciebie pora blondasku.- krzyknęłam w Jego kierunku, nie potrafiąc przestać się śmiać.
- Igrasz z ogniem.- stwierdził pan Tuchel, kiedy w końcu do Niego dobiegłam, próbując złapać trochę powietrza.
- Jest ryzyko, jest zabawa.- uśmiechnęłam się, a kiedy zobaczyłam, że trener usiadł na ławeczce, ja zrobiłam to samo. Postanowiłam, że odpocznę trochę, a później opuszczę ośrodek. Rozmawiałam z trenerem dosyć długo. To naprawdę bardzo miły i uczciwy człowiek. Postanowiłam się zbierać.
- Do zobaczenia trenerze.- uśmiechnęłam się lekko w kierunku mężczyzny.
- Do zobaczenia.- w odpowiedzi posłał mi promienny uśmiech.
- Kuba, idę!- krzyknęłam, a ten tylko pokazał kciuka do góry i rządek białych ząbków. Zaśmiałam się cicho i ruszyłam do wyjścia.
- Ness..- usłyszałam głos trenera, a już po chwili nie czułam gruntu pod nogami.- Marco, wracaj do treningu.- powiedział rozbawionym tonem pan Tuchel.
- Jak sobie trener życzy.- czułam, że się szczerzy.
- Reus, postaw mnie do jasnej cholery! Jak tylko będę stała o własnych nogach, to te Twoje piękne włoski już nie będą takie piękne.- zagroziłam, uderzając Go pięściami po plecach.
- Oho! Wszyscy słyszeli? Ona mi grozi!- bulwersował się Reus.
- Puszczaj kretynie!- wrzeszczałam.
- Marco, daj Jej spokój.- wstawił się za mną Mats. Najpierw myślałam, że to Kuba, ale On tylko śmiał się ze mnie.
- Dzięki, że mnie postawiłeś, farbowana lamo.- syknęłam, stojąc tuż przy Nim. Tak blisko... O, kurcze. Tak blisko jak Ja... Nie był Ciebie nikt tak blisko.. Taa, jasne. Trudno by było policzyć na palcach dwóch rąk.
- Odwdzięczysz się w naturze.- puścił mi oczko, na co ja głośno się roześmiałam. Tak bardzo mnie to bawiło...
- Zapomnij!- powiedziałam pewnie, kiedy w końcu się opanowałam.
- Ej, Ness.. Nie bądź taka..- krzyknął, kiedy ja byłam już przy linii bocznej boiska. Przystanęłam. 
- Czy Ty właśnie powiedziałeś do mnie Ness czy ja się tylko przesłyszałam?- spytałam, spoglądając to na Niego, to na chłopców, którzy również przystanęli. Widocznie byli tak samo zdziwieni jak ja. 
- Oj, no dobra. Nie bądź taka, Ney... Tak lepiej?- wywrócił oczami na co ja zaśmiałam się, by po chwili zgromić Go swoim zabójczym spojrzeniem.
- Do treningu! Raz!- usłyszałam głos trenera.- Wybacz, ale strasznie się obijają.- dodał trener, na co ja tylko cicho się zaśmiałam. 
- Przepraszam.. To ja już pójdę.- powiedziałam i ruszyłam ku wyjściu. 
- Marco, a Ty trzy kółeczka więcej! Raz, raz!- usłyszałam jeszcze. Jak duży uśmiech pojawił się na mojej twarzy? Ogromny! 

Wpadłam szybko do domu, by tylko coś pośpiesznie zjeść i się przebrać. Zjadłam, po czym pośpiesznie poszłam do swojego pokoju, by wybrać ubrania, które później założyłam. Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał godzinę 13:50. Super! Mam 10 minut na dojście do pracy. 
Zaczerpnęłam głośno powietrza, kiedy dotarłam na miejsce. Zegarek. 14:01. Zdążyłam. No nieźle. Brawo, Ness. 

Wychodząc z restauracji, zakluczyłam ją, a klucz schowałam do swojej torby. Dziś to ja zamykałam lokal, ponieważ moja szefowa musiała wyjść wcześniej. 
Rozejrzałam się wokół siebie i nigdzie nie widziałam samochodu Kuby. Miał dziś po mnie przyjechać i mieliśmy spędzić trochę czasu razem, a później miałam nocować u Błaszczykowskich. Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki, by zadzwonić do przyjaciela. Wybrałam numer i już przykładałam telefon do ucha, kiedy zobaczyłam nadjeżdżający samochód blondyna. Zaparkował przy restauracji, a ja czym prędzej wsiadłam do Jego auta. Przytuliłam Go na powitanie i ruszyliśmy.
- Jak trening?- spytałam, zapinając pas.
- Trener dał nam niezły wycisk. A to wszystko wina Marco, bo się wygłupiał z Pierre. Chyba Go nie znasz jeszcze, prawda?
- Nie był z Wami wtedy u mnie, więc nie.
Kilkanaście minut później byliśmy już pod domem. Kuba wjechał na swoją posesje i wysiadł, by po chwili iść w kierunku drzwi wejściowych. Ja postąpiłam podobnie.


Następny dzień


Wczorajszy wieczór spędziłam w domu Kuby w bardzo miłej atmosferze. Jak się później okazało, chłopcy przyszli do Błaszczykowskiego opijać nowego członka rodziny Piszczków. Przyszły również niektóre partnerki piłkarzy. Na początku byłam trochę zła na Kubę, ale po jakimś czasie mi przeszło. Dużo rozmawiałyśmy z dziewczynami i dopiero po 12 w nocy wróciłam do domu.
A wiecie co było najgorsze tego wieczoru? Niby dobrze się bawiłam, jednak cały czas czułam ma sobie wzrok.. No właśnie, kogo? Marco. Dziwne, prawda? Zastanawiałam się czego On ode mnie chce. Niby ostatnio był dla mnie miły, bardzo miły. Powiem szczerze, że zdziwiłam się, bo przecież Reus nie potrafi być miły, a tutaj takie zaskoczenie. Ale co z tego? Wiedziałam, że coś nie grało, a mimo to pozwoliłam Mu się odwieźć do domu. Jestem głupia, no nie? Bo raczej nie powinnam Mu ufać.. Ale kto powiedział, że ja Mu zaufałam? Oj, Ness.. Stanowczo za dużo myślisz. 

Wstałam wcześnie rano, by nie musieć się śpieszyć do pracy. Jednak jak zwykle wyszłam z mieszkania za późno, ale na moje szczęście, kiedy doszłam do restautacji, szefowa dopiero ją otwierała. Widocznie też zaspała. 
Tamten dzień był bardzo spokojny, było mało osób.. Cisza.. Ta, którą tak bardzo uwielbiałam. Dopiero przed 14, kiedy kończyłam już pracę, ruch zrobił się większy i więcej osób odwiedzało restauracje, by zjeść spokojnie obiad. 
Podeszłam do jednego ze stolików, wcześniej nie zwracając uwagi na gości. 
- Co podać?- zapytałam uprzejmie, spoglądając na parę. Mario.. To był Mario. Z tą blondynką. Tą piękną blondynką, z którą Marco rozmawiał w galerii. Trzymał ją za rękę. Nic z tego nie rozumiałam..
Patrzyłam na Götze, jakby nie dopuszczając do siebie tego obrazka. Ale czego ja się spodziewałam? Czego oczekiwałam? No błagam.. W ogóle nie słuchałam dziewczyny, jakby właśnie w tym momencie przestała istnieć.
- Dla mnie to samo.- odpowiedział po chwili, patrząc mi prosto w oczy. Tak jak kilka dni temu.. Te oczy mogą rozkochać do szaleństwa.. 
- Znasz ją?- usłyszałam z ust blondynki, kiedy odchodziłam. Weszłam do kuchni i przypięłam karteczkę z zamówieniem. Akurat w kuchni była pani Helga, dlatego czym prędzej spytałam ją czy mogę już wyjść i kilka minut później wychodziłam z restauracji tylnymi drzwiami. Uderzyła we mnie fala zimnego powietrza. Okryłam się szczelniej kurtką i wyjęłam z torby paczkę papierosów. Sięgnęłam jednego i włożyłam go do ust, by po chwili zapalić. Zaciągnęłam się mocno i chwilę później wypuściłam dym. Czego ja oczekiwałam? Byłam na siebie zła. Ale właściwie dlaczego? Nie rozumiałam samej siebie. Rzuciłam papierosa, nawet nie wypalając całego i ruszyłam do siebie. Byłam strasznie zdenerwowana, zauważyłam nawet, że momentami ręce mi drżały. Zasunęłam kurtkę i włożyłam ręce do kieszeni, wcześniej poprawiając torbę na swoim ramieniu. 
Kiedy dotarłam do domu, szybko założyłam legginsy, luźną koszulkę na to kurtkę, szalikiem owinęłam szyję, bo tamtego dnia bardzo wiało, do tego buty sportowe, słuchawki do uszu i wyszłam z mieszkania, po czym zakluczyłam go. Zbiegłam po schodach, by po chwili biec w kierunku naszego pięknego, dortmundzkiego parku. Tam porządnie się rozciągnęłam i zaczęłam biec. Nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam za bieganiem. Nigdy nie chciało mi się ani biegać ani ćwiczyć, za to David dbał o siebie jak nikt inny. Codziennie, konsekwentnie biegał i godzinami ćwiczył na siłowni. Czasem nawet próbował mnie namówić, jednak ja się nie dałam. A teraz biegam bez przymusu. Kto by pomyślał? Nie biegałam długo, bo zwyczajnie nie mam kondycji. Postanowiłam wracać do mieszkania..

Moje serce przyśpieszyło, kiedy zobaczyłam biegnącego z naprzeciwka szatyna. Już zdążyłam zapomnieć, a tymczasem zdenerwowanie wróciło. Postanowiłam udać, że Go nie widzę. Już by mi się udało, jednak Mario mnie poznał i wypowiedział, jakby niepewny moje imię. Nie słyszysz.. Nie słyszysz Go. Przecież masz słuchawki w uszach. Myśl, myśl i biegnij dalej, nie zatrzymuj się. Wykrzyknął moje imię jeszcze kilka razy, jakby mając pewność, że to ja. Jednak nie dałam się złamać i biegłam dalej. 
Odetchnęłam głęboko, kiedy Mario nie miał zamiaru mnie dalej męczyć. Jak bardzo się pomyliłam?
- Ej, Ness!- złapał mnie mocno za ramie, odwracając w swoją stronę. Oh, czy On da mi dziś spokój?



Od autorki: Halo, halo! Jest tu ktoś? Od razu uprzedzam! W rozdziale mogą pojawić się błędy, ponieważ nie był on sprawdzony. Za wszystkie przepraszam!

Dziś piątek, melanżu początek! Jakie macie plany na weekend?

Dzisiaj króciutko! Czekam na Wasze opinie i komentarze! I believe in you! ♥  

sobota, 30 stycznia 2016

06

Naprawdę cieszę się, że widzę Ciebie znów
choć było tyle ciężkich chwil, tyle niepotrzebnych słów.
Tyle emocji złych, naprawdę mocnych słów
i nieudanych prób, przegranych ciężkich prób.
Naprawdę cieszę się, że patrzę w Twoje oczy znów,
że rozmawiamy dziś, dziękuję, że dziś przyszłaś tu. 


- Zdecydowanie zabujałaś się w tym kolesiu.- stwierdziłam i nim się zorientowałam byłam przez kogoś obejmowana w talii. Reus. I nie pomyliłam się ani trochę. 
- Może przedstawisz mnie swojej przyjaciółce, co Ney?- zapytał, przyciągając mnie do siebie lekko. Położyłam dłoń na Jego nagim torsie, lekko się od Niego odsuwając. Nagim. Nagim torsie. Zaśmiałam się w myślach. Spojrzałam na Marie, która wpatrywała się w Marco jak w Boga. Oh, God. Co Wy w Nim widzicie? Prychnęłam śmiechem, kiedy spostrzegłam, że blondynka dokładnie lustruje wzrokiem tors piłkarza. Odsunęłam się od Reusa na bezpieczną odległość i dopiero po tym mogłam spokojnie przedstawić sobie Marie i blondyna. 
- Miło mi. Zdecydowanie.- odparła, nie potrafiąc oderwać od Niego wzroku.
- Oh, Marie. Przecież masz Chrisa.- zachichotałam, kiedy Reus poszedł obudzić innych.
- Nikt nie powiedział, że nie mogę patrzeć się na klatę tego... No jak On tam miał?
- Marco?
- Tak właśnie. Boże, On jest tak seksowny!- pisnęła mi do ucha. 
- Jak cholera.- przyznałam Jej rację.- Chodź, już!- dodałam. 
Po kilkunastu minutach byłyśmy już z Marie w kuchni i robiłyśmy kanapki na śniadanie. Ja siekałam ogórka i kroiłam pomidora, a Marie nakładała na kromki chleba sałatę. 
- Wpadłaś Mu w oko... Cały czas tutaj zerka.- odezwała się blondynka, spoglądając za siebie w stronę salonu.
- Komu niby?
- No Marco. Nie widzisz? Aż ślini się na Twój widok.- dodała podekscytowana. 
- Przestań. 
- No co? 
- Nie mam zamiaru mieszać się w żadne związki. A tym bardziej z Nim.
- Oh, Ness. Przydałoby Ci się trochę flirtu.- szturchnęła mnie ramieniem i zabrała plasterek ogórka, po czym ugryzła Jego kawałek. 
- Dobrze wiesz, że muszę skupić się na...- nie pozwoliła mi dokończyć. 
- Tak wiem, na studiach. David by tego chciał.- mruknęła bez entuzjazmu. Nie musiałaś kończyć, Marie... 
- I mam jeszcze prace. I niby kiedy mam mieć czas na jakiekolwiek romanse?- wywróciłam oczami. 
- Zawsze możesz rzucić pracę.- wzruszyła ramionami, wyraźnie nie rozumiejąc mojej sytuacji. 
- Pieniądze z nieba nie spadają, a czynsz sam się nie zapłaci. Wiesz przecież, że nie mam kasy.- westchnęłam. 
- Zawsze mogę Ci pożyczyć parę złotych. Nie zbiednieję.
- Chyba kilkaset.- mruknęłam cicho, jakby do siebie.- Nie chcę brać od Ciebie żadnych pieniędzy. Wystarczy, że Twoi rodzice mnie nie lubią.- westchnęłam.
- Oni po prostu.. No wiesz...- nie potrafiła odpowiednio dobrać słów. Oj, Marie. Chyba czas zacząć więcej czytać. 
- Jasne, wiem.- zachichotałam, zabierając talerz z kanapkami i idąc w stronę salonu. Postawiłam go na stole, a Marie zaraz za mną drugi. Przyniosłam również dla każdego herbatę, jednak takiej reakcji ze strony Reusa się nie spodziewałam. Mógłbyś okazać choć trochę wdzięczności. 
- Nie piję herbaty.- odburknął niemrawo. 
- Piwa nie mam. Przykro mi.- wywróciłam oczami.
- Ness!- skarcił mnie wzrokiem Kuba. 
- No co?- wzruszyłam ramionami. 
- Sugerujesz, że nadużywałam alkoholu?- wstał ze swojego miejsca. 
- No błagam. Nie wmówisz mi, że tak nie jest.- zaśmiałam się i chciałam pójść do kuchni, jednak na Jego słowa zatrzymałam się. 
- Jak w ogóle możesz tak mówić?!- słyszałam w Jego głosie złość. Czułam na sobie wzrok wszystkich.
- Oh, Marco. Wszystko jest dla ludzi, ale Ty zwyczajnie czasem przesadzasz.- powiedziałam to co miałam na myśli. Taka już jestem. Tak się wychowałam i od tak się nie zmienię. Piłkarz zaczął iść w moją stronę. Widziałam jak zaciska pięści. No dawaj, uderz mnie. Wiem, że tylko tego chcesz. Bałam się. Jak cholera. 
W porę zareagował Mario, odciągając swojego przyjaciela, a do mnie podszedł Kuba, łapiąc za rękę powyżej łokcia i zaciągnął mnie do mojego pokoju.
- Co to ma być? Zwariowałaś?!- wyraźnie nie był zadowolony  mojego zachowania. 
- Powiedziałam tylko prawdę. Proszę Cię, Kuba... Bardzo dobrze wiesz, że tak jest.- założyłam ręce na piersi.
- Czasem warto jest się ugryźć w język. Uwierz na słowo.- powiedział łagodnie, jednak ja musiałam się odezwać. 
- A Ty co? Zawsze wszystkowiedzący, niemylący się wielmożny pan Błaszczykowski!- sarknęłam, wywracając oczami. 
- Właśnie o to mi chodzi.- odparł, wyraźnie zasmucony, po czym wyszedł. Zawiódł się na mnie. Zawiodłam Go. Usłyszałam jak trzaska drzwiami. Mogłam ugryźć się w język. Wyszłam z pokoju, czując na sobie palące spojrzenia innych. Spuściłam lekko głowę, chcąc ukryć swoje zażenowanie. 
- I co, panno idealna?- zaśmiał się Reus, zaakcentował ostatnie dwa słowa i wziął do ręki kanapkę.
- Pójdziemy już.- stwierdził Mats, wstając, a zaraz za Nim podniosła się reszta. Siedział tylko Marco. Było mi wtedy tak strasznie głupio.- Marco też.- złapał za ramię blondyna i po chwili w pomieszczeniu zostałam sama. Nawet Marie wyszła. To tak głupie. 
- Ness..- usłyszałam szept.. Mario? Co On tutaj robi? Odwróciłam się gwałtownie, dokładnie lustrując wzrokiem Jego osobę.- nie przejmuj się..- dodał, jednak w ogóle mnie nie pocieszył. 
- Jak mam się nie przejmować skoro tak bardzo Go zawiodłam?- szepnęłam zrezygnowała, siadajac na kanapie. 
- Oj, to jest Kuba. Przemyśli sprawę i uzna, że nie ma za co się gniewać.- usiadł obok mnie.
- Jest, uwierz, że jest... On jest tak mądry.- pokręciłam głową, wzdychając. 
- Dużo przeszedł. I zobaczysz, że wybaczy Ci to. Życie jest zbyt krótkie na kłótnie z bliskimi... On to wie.- złapał mnie za rękę. Odwróciłam głowę w stronę Mario, spotykając się z Jego rozbrajającym uśmiechem, który spowodował, że i na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. 
- Dziękuję!- przytuliłam się do Niego po przyjacielsku, opierając głowę o Jego ramie. Był tak czuły. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę. Obejmował mnie ramionami, trzymając mnie przy swoim ciele. Niespodziewanie naszła mnie ochota, żeby przeczesać Jego włosy dłonią. Chwile się nad tym zastanawiałam. Chyba nic mi nie zrobi, nie? Zaryzykowałam. Wplotłam palce w Jego gęste włosy i przeczesałam je. Zaśmiał mi się do ucha, czego ja nie potrafiłam zostawić bez niczego. Pociągnęłam lekko za końcówki Jego włosów, na co ten cicho mruknął. Zachichotałam.
- Aż tak Cię podniecam?- prychnęłam, odsuwając się od Niego, by po chwili wstać. Jednak Mario najwidoczniej nie zamierzał tego tak zostawić i kiedy odchodziłam, złapał mnie za rękę i pociągnął wprost na swoje kolana. Nieświadomie położyłam ręce na Jego klatce piersiowej, tak że moje dłonie spoczywały częściowo na szyi szatyna. 
- I to jak.- szepnął uwodzicielko. O, Boże. Wstrzymałam oddech. Moje serce waliło jak oszalałe, a po chwili poczułam jak na moje policzki wkradają się rumieńce. Skoro On zaczął, to ja mogę skończyć. Przecież przyda mi się trochę flirtu. 
Spojrzałam głęboko w Jego oczy, po czym przejechałam palcami prawej dłoni po Jego policzku. Przymknął powieki. Poczułam jak przeniósł swoje dłonie na moją talie, po czym zaczął jeździć po niej dłońmi w tą i z powrotem. Niespodziewanie przysunął mnie bliżej siebie. Nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Czułam Jego miętowy oddech na mojej twarzy, cały czas miał zamknięte oczy. Oh, cholera. No zrób to. 
- Miałem zostać tylko na chwilkę.- szepnął. 
- Yhmm..- mruknęłam. 
- I muszę iść.- dodał cały czas zaciskając powieki.
- To czemu nie pójdziesz?
- Może po prostu nie chcę?- odparł, przysuwając swoją twarz jeszcze bliżej mnie. Musnął moją dolną wargę swoją. O Boże. Chciałam, by zrobił to jeszcze raz. I nie pytajcie dlaczego wtedy tak się zachowywałam. Spuszczając głowę, poczułam jak ociera się wargą o moją, tym razem górną. Pocałował mnie w czoło. 
- Muszę iść.- powiedział twardo, a ja pośpiesznie zeszłam z Jego kolan. Poszedł do przedpokoju, założył kurtkę i buty i chciał już wychodzić, ale zatrzymał się.- Trzymaj się.- pocałował mnie przelotnie w policzek i wyszedł. 

No i super. 


Usiadłam na kanapie, wpatrując się w talerz, na którym pozostało tylko kilka kanapek. Wzięłam do ręki kubek z herbatą, po czym upiłam łyk ciepłego jeszcze napoju. 

Kilka godzin później, wychodziłam z mieszkania, by po kilkunastu minutach znaleźć się w restauracji. Kogo spotkałam na schodach? Oczywiście Maxa. Czy On nie ma co robić, tylko wiecznie siedzieć i chlać to piwsko? 
- Jak Ci się siedziało wczoraj w piwnicy, co Ness?- zagadnął, głupio się śmiejąc. 
- Słucham?- przystanęłam. 
- To co słyszałaś.- cały czas się śmiał. 
- To Ty.. Jak mogłeś?
- Widocznie mogłem.- chichotał.
- Jesteś nienormalny.- warknęłam i z impetem wyszłam z bloku. Idiota!

Od razu po pracy postanowiłam, pójść do Błaszczykowskich. Musiałam Go przeprosić. Wiedziałam, że Kuba nie odezwie się pierwszy. W końcu to ja zawiniłam. Dużo czasu zajęło mi dojście do domu Polaków. Jednak miałam czas na ułożenie sobie w głowie tego co chcę powiedzieć Kubie. Ale nic mi z tego nie wyszło. W głowie miałam mętlik. A kiedy doszłam pod dom ręce tak strasznie mi się trzęsły, że nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Biorąc głęboki wdech, zadzwoniłam dzwonkiem. Już po chwili usłyszałam jak ktoś zmierza w kierunku drzwi. 
- Agata?- zapytałam, jakby nie spodziewając się, że mogę ją tutaj spotkać. 
- Cześć Ness.- uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć. Ja przyszłam...- nie pozwoliła mi dokończyć. 
- Wejdź, proszę.- przepuściła mnie w drzwiach. 
- Jest Kuba? Chciałabym z Nim porozmawiać. Pewnie Ci już mówił.. Chciałabym Mu to wytłumaczyć i przeprosić... Mogłabyś... 
- Nic mi nie mówił, nie chciał o tym rozmawiać. Ale Jego nie ma. Jakieś pięć minut temu pojechał na trening.- powiedziała.
- Dziękuję, Agatko. Biegnę. Może jeszcze zdążę.- powiedziałam szybko i wyszłam z domu Błaszczykowskich.

Śpieszyłam się tak bardzo, jak chyba jeszcze nigdy. Strasznie zależało mi na tym, aby porozmawiać z Kubą. Kiedy dotarłam do ośrodka treningowego Borussii, nikogo nie było przed bramą. Czasem chłopcy stoją i rozmawiają, dopóki nie nagoni Ich trener, jednak teraz jak na złość nikt nie stał. Chciałam wejść, bo akurat brama była otwarta, ale powstrzymał mnie ochroniarz.
- A panienka gdzie?- złapał mnie za ramie.
- Ja jestem znajomą Kuby... Kuby Błaszczykowskiego. Muszę z Nim porozmawiać.- wyjaśniłam szybko i ponownie chciałam wejść, ale On nie miał zamiaru mnie wpuścić.
- Nie nabierzesz mnie.- znów złapał mnie za rękę, a Jego mina momentalnie się zmieniła. 
- Niech mnie pan puści.- szarpnęłam ręką. 
- Wyjdziesz sama czy mam Ci pomóc?
- A co my ta tyczki chodziliśmy, że pan mi na ty jedzie? Proszę dać mi spokój.- odwróciłam się na pięcie i usiałam na ławeczce przed ośrodkiem.- Dupek.- syknęłam do siebie. Siedziałam tak dłuższą chwilę, bawiąc się telefonem i zastanawiając czy może zadzwonić do Kuby.
- Będzie pani tutaj tak siedzieć?- zapytał mężczyzna, odwróciłam się w Jego stronę.
- Prze...- nie dokończyłam, ponieważ wnet zobaczyłam jak ktoś wjeżdża na podjazd i z piskiem opon hamuje. Reus. Uchylił szybę. Wstałam podchodząc do Jego samochodu. Akurat mówił coś do ochroniarza.
- Ness? Cześć.- nie krył swojego zdziwienia.- Co Ty tutaj robisz? O ile dobrze jestem poinformowany to nie lubisz patrzeć jak banda idiotów poci się kopiąc piłkę.- zachichotał.
- Czyli masz dobrych informatorów. Muszę porozmawiać z Kubą, ale ten kretyn nie chce mnie wpuścić.- zerknęłam na ochroniarza.
- Nie możesz porozmawiać z Nim po treningu?
- Nie. Muszę teraz.- powiedziałam pewnie.
- Panie Reus wie pan, że nie mogę.- odezwał się mężczyzna do blondyna.
- Spokojnie, załatwię to. Miłej pracy.- uśmiechnął się szeroko do ochroniarza i powiedział, abym poczekała przed wejściem, a On za chwilę przyjdzie. Minęło może pięć minut, a blondyn był już obok mnie.
- Nie wiedziałam, że potrafisz być tak miły.- odparłam z uznaniem, szeroko się uśmiechając. On tylko wzruszył ramionami, po czym otworzył drzwi, wpuścił mnie, by po chwili prowadzić mnie do szatni.
- Chcesz wejść?
- Nie.. Lepiej., Zawołaj Go.- powiedziałam niepewnie. Strasznie się denerwowałam. Moje nogi zrobiły się jak z galarety. Nie potrafiłam ustać na nogach, a w moim gardle pojawiła się gula, przez którą nie umiałam wydusić słowa.
- Cześć Ness.- usłyszałam głos Matsa.
- Cześć.- uśmiechnęłam się blado, a piłkarz przytulił mnie na powitanie.
- Wszystko gra?
- Gra, gra.- zaśmiałam się cicho, a w tym samym momencie z szatni wyszedł Kuba. Spojrzałam na Niego, a później na Hummelsa. Chyba zrozumiał o co mi chodzi i trochę się motając poszedł na płytę boiska. 
- Kuba, ja..- nie umiałam wydusić z siebie słowa. Zaczęłam bawić się palcami. 
- Raczej nie mamy o czym rozmawiać. Powiedziałaś to co myślałaś..


Od autorki: Witam Was ponownie! Jak podoba Wam się rozdział? Powiem szczerze, że mnie się jakoś bardzo nie podoba. Zawiodłam, ale mam nadzieję, że chociaż długość jest odpowiednia.

Co do Waszych komentarzy. Wiem, Ness dziwnie się zachowuje. Zwłaszcza w stosunku do Marco i Mario, ale tak zaplanowałam tego bloga i tak będzie. Postaram się... A z resztą! Zobaczycie w najbliższych rozdziałach!

Motywacja! No gdzie ta motywacja? Podeślijcie no jej trochę! Pozdrawiam i ściskam mocno! ♥


Lubicie grać w piłkarzyki? Ja bardzo! ☺

niedziela, 24 stycznia 2016

05

Uczę się na błędach,
może zapamiętam.
Koniec końców musi udać się.


Roześmiałam się głośno, kiedy usłyszałam słowa rudego blondyna.. Aż tak jesteś zadufanym w sobie piłkarzyną?
- Tak przystojnego ochroniarza to nawet za 500 euro nie będziesz miała.
- Wysoko się cenisz.- kiwnęłam głową z uznaniem.- Ale znam przystojniejszych.- dodałam po chwili, odwracając się w Jego stronę. 
- Jasne. Ciekawe jakich.- uśmiechał się złośliwie do mnie. 
Czułam na sobie palące spojrzenie, kiedy przechodziłam obok Maxa, który jak zwykle siedział na schodach, popijając piwo. Mruknął coś niezrozumiale pod nosem, jednak puściłam to koło uszu, idąc dalej przed siebie. Kiedy dotarłam już do drzwi swojej piwnicy, przekręciłam kluczyk w zamku, a skrzydło się otworzyło. Weszłam, a zaraz za mną Marco.
- Ale porządek.
- Ty takiego na pewno nie masz.- zripostowałam, u uśmiechając się zadziornie. Ten tylko prychnął cichym śmiechem, kręcąc głową. 
- Widzę, że masz bardzo dobry humor, Ney.- uniósł brew, śmiejąc się złośliwie pod nosem. 
- Spieprzaj.- mruknęłam, biorąc do ręki jeden z wielu słoików. Konfitury z czarnej porzeczki. Uwielbiam.- Mogą być porze...- ucięłam, kiedy poczułam na swojej szyi miętowy oddech. 
- Nie podobają mi się wyrachowane laski.- szepnął tuż przy moim uchu. Zacisnął palce na moim biodrze.
- Nie jestem wyrachowana, to po pierwsze. A po drugie to..
- To co?
- To nie muszę Ci się podobać, lamo.- uniosłam brew w oczekiwaniu na Jego reakcję. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak wnet drzwi piwnicy zatrzasnęły się i usłyszeliśmy jak kluczyk w zamku się przekręca. Odstawiłam pośpiesznie słoik i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę, by po chwili zacząć nią szarpać.
- Otwieraj!- krzyknęłam, uderzając pięścią w drewniane drzwi. Powtórzyłam czynność kilka razy, ale to nic nie dało. Po chwili podszedł do mnie Reus, odciągając od skrzydła. Usiadłam pod ścianą, zakrywając twarz dłońmi. Cały czas czułam na sobie wzrok blondyna. Przeszywał mnie nim niczym rentgen. Uniosłam głowę, spoglądając na Niego. Nie krępował się. Ani trochę. 
- I na co się gapisz?
- Słuchaj, mnie też się nie podoba to, że muszę z Tobą tutaj siedzieć, więc nie pierdol.- uniósł ton głosu, a Jego oczy wyraźnie poczerniały. Wywróciłam oczami, wstając i podchodząc do małego okienka, w których były kraty. To było dziwne.. strasznie.
- Wkurwiasz mnie.- mruknął, na co donośnie się zaśmiałam.- Co Cię tak śmieszy?- usłyszałam Jego kroki. 
- Widocznie taka jest moja rola.- wzruszyłam ramionami. Strasznie mnie to bawiło. Tak, lubię, wręcz uwielbiam się z Nim droczyć. 
- Nie bądź wredna. 
- Ty jesteś arogancki to czemu ja miałabym nie być wredna?- odwróciłam się w Jego stronę.
- Ja jestem arogancki?- zaśmiał się złośliwie.
- Nie kurwa, ja.- wywróciłam oczami, wracając wzrokiem do okna. 
- Możesz tak nie robić?
- Nie.- odparłam, chociaż nie wiedziałam o co Mu chodzi. 
- Kurwa, spójrz na mnie jak do Ciebie mówię!- wrzasnął mi do ucha, odwracając mnie gwałtownie w swoją stronę. Pchnął mnie na ścianę, niemalże do niej dociskając. I On śmie na mnie krzyczeć?
- Spieprzaj! Nikt nie będzie się na mnie wydzierał, a tym bardziej Ty.- patrzyłam Mu prosto w oczy, jednak w życiu nie spodziewałam się tego, co zrobi później.
- Zamknij się w końcu!- uderzył pięścią w ścianę, tuż przy mojej głowie, dociskając mnie jeszcze bardziej do ściany. Spuściłam wzrok, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Spojrzałam na Jego twarz i dopiero teraz spostrzegłam, że dzieli Nas kilka centymetrów. Nienawidziłam, kiedy ktoś na mnie krzyczał. Nikt nie miał takiego prawda. Już otwierałam usta, by coś Mu powiedzieć, jednak wtedy On niespodziewanie wpił się zachłannie w moje wargi. Mocno napierał swoimi ustami na moje. Odwzajemniłam Jego pocałunek, choć nie do końca byłam pewna tego co robiłam. Poczułam jak Jego dłonie zjeżdżają po mojej talii, zatrzymując się na biodrach. Cholera, jak On dobrze całuje!
- Cco Ty robisz?- wydusiłam, odsuwając się lekko.
- Całuję Cię, nie widać?- spytał, jak gdyby nigdy nic, wracając wzrokiem na moje wargi. Przejechał po nich kciukiem, by po chwili zaśmiać się cicho i pokręcić głową. Spojrzałam na Niego, nie rozumiejąc o co Mu chodzi. 
- Nie sądziłem, że potrafisz tak dobrze całować.
- Dobrze, mówisz?
- Mógłbym nawet powiedzieć, że bardzo dobrze, jednak nie chcę, żebyś...
- Żebym co?
- Żebyś popadła w samozachwyt.- zaśmiałam się głośno, słysząc Jego słowa.
- Nie musisz się o to martwić..- spojrzałam na Niego uwodzicielskim wzrokiem. Ten tylko pokręcił głową, nie pozwalając mi zrobić nic więcej, jak tylko odwzajemnić kolejny Jego pocałunek. Zmieniam zdanie. On całuje nieziemsko! Skradał mi długie i namiętne pocałunki. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dam Mu się całować. Był dla mnie cholernym dupkiem, kretynem i aroganckim piłkarzyną, który widzi tylko swój zakichany czubek nosa. I nie pomyliłam się co do Niego ani trochę... 
- Nie. Przestań.- naparłam dłońmi na Jego tors, by odepchnąć Go od siebie. Cały czas zaciskał palce na moim biodrze. Odeszłam od Niego, nie wiedząc co mam zrobić. Nie wiem jak mogłam dać Mu się pocałować. Jak to możliwe, że wszystkie moje zasady, których dotychczas tak bardzo się trzymałam wtedy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie? To nierealne. 
- Rozmyśliłaś się, Ney?- zachichotał, przeczesując palcami swoją grzywkę.- Podobno dobrze całuję.- usłyszałam po chwili i wtedy ucieszyłam się, że nic nie piłam, bo na pewno bym się zakrztusiła.
- Nie schlebiaj sobie, lamo.- powiedziałam z przekąsem.
- Wiem, że chcesz jeszcze mnie całować.
- Mam nadzieję, że ktoś szybko otworzy te jebane drzwi, bo widzę, że głupiejesz.
- Ja głupieje?
- Nie. Ty byłeś głupi od dziecka.- w odpowiedzi usłyszałam tylko ciszę. Ness 1, Marco 0. 

Wiele osób oddałoby wszystko, by tylko Marco Reus, ten znany piłkarz, spędził z Nimi choć jedną, nic nie znaczącą godzinę. Ja spędziłam z Nim dwie i nic nie musiałam oddawać. A żałuję tego jak chyba niczego innego. Te dwie godziny wystarczyły, abym zgłupiała do reszty. Zobaczyłam, że potrafi być zwykłym facetem, który umie cieszyć się z głupich drobnostek. To było tak piękne, że aż nierealnie. Nie wiem dlaczego wtedy nie pomyślałam racjonalnie i nie zatrzymałam tego co zaczęło się pomiędzy nami budować. To było... nie ważne.
Przewróciłam się na drugi bok, nie potrafiąc zasnąć. Może było to spowodowane obecnością piłkarzy? Może tym, że cały czas rozmyślałam nad tym co stało się między mną, a Reusem w piwnicy? A może po prostu cierpiałam na bezsenność, którą zdiagnozowałam dopiero teraz?

- Ness.. śpisz?- usłyszałam po dość długim czasie, głos Niemca.
- Nie, powieki oglądam.- wywróciłam oczami, przewracając się na drugi bok.
- Czyli nie.- zachichotał.- Niewygodnie mi.- jęknął.
- Twój problem.- szepnęłam, kładąc się na plechach.
- Dzięki.- sarknął.- Mogłabyś wykazać odrobinę skruchy.- dodał rozzłoszczony. Jak dobrze, że wtedy nie widziałam Jego miny.
- Götze, idź spać.- jęknęłam.
- Kiedy nie mogę..- podniósł ton swojego głosu.
- Obudzisz Marco.
- Od kiedy Ty się tak o Niego troszczysz?- odparł wyraźnie poirytowany.
- Racja. Ale obudzisz innych... z resztą rób co chcesz.
- Dzięki. Czyli moooogę się położyć na Twoim łóżku, tuż obok Ciebie. Pod tą jakże cieplutką kołderką. Na tej jakże mięciutkiej podusi i przy tej jakże seksownej dziewczynie..- rozmarzył się i już siadał na moim łóżku, kiedy ja uderzyłam Go niechcący nogą, a On gwałtownie poleciał na mnie. Była tak blisko mnie.. Tak jak ostatnio. Oh, cholera! Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja nie potrafiąc tego wytrzymać, wydusiłam: Idź już do siebie.
- Mario..- szepnęłam, zachrypniętym głosem. Nic nie powiedział. No błagam!- Mario!- powiedziałam trochę głośniej, ale nadal nie poskutkowało. Boże, co mam zrobić?- Mario!- wrzasnęłam. Już po chwili poczułam dłoń szatyna na moich ustach. Skarcił mnie wzrokiem i oboje spojrzeliśmy na Marco, który tylko zamruczał coś pod nosem, przetarł twarz dłonią i przekręcił się na drugi bok, poprawiając sobie poduchę pod głową.
Oboje spojrzeliśmy na siebie i cicho zachichotaliśmy. 
- Czemu On taki jest?- po dłuższej chwili spojrzałam na chłopaka, siedzącego obok mnie. 
- A czemu Ty taka jesteś?- i tu mnie ma. Jasne. Mój czuły punkt. 
- Chodźmy spać.- zasugerowałam i położyłam się plecami do Mario. 
- Oj, Ness..- westchnął i wstał.- Dobranoc.- usłyszałam Jego cichy szept tuż przy moim uchu, by po chwili poczuć Jego usta na moim policzku. Głośno wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam od... jakiegoś czasu.
- To imię do Ciebie nie pasuje.- stwierdził stanowczo i położył się na swoim miejscu. 
- Dobranoc.- odpowiedziałam i zamknęłam oczy. Nim się obejrzałam, już latałam w cudownej krainie Morfeusza, marząc o rzeczach, o których nawet nie śmiałam myśleć. 

Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Nie dość, że w nocy budziłam się co jakiś czas to i nad ranem nie spałam. Zwlekłam się z łóżka i cicho wyszłam z pokoju, by nie obudzić Mario. A no i Reusa też. Weszłam do łazienki, zamykając się w Niej i wchodząc pod prysznic. Namoczyłam swoje ciało ciepłą wodą, by po chwili nałożyć na dłoń mój ulubiony żel pod prysznic i rozetrzeć go na swoim ciele. To samo zrobiłam z włosami. Spłukałam mydliny ze swojego ciała i włosów, po czym wyszłam, owijając się jedwabnym ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem, patrząc w swoje odbicie. Kiedy już dokładnie się wytarłam, zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą ubrań na zmianę. Najciszej jak tylko mogłam przeszłam z łazienki do swojego pokoju, jednak jak szybko do niego, tak szybko z niego wyszłam. Oparłam się o ścianę, zaciskając mocno powieki. Idiotka! Jaki On jest seksowny! Odetchnęłam głęboko, wchodząc do pokoju. Miałam tylko nadzieję, że będzie ubrany. Jednak On najwyraźniej nie miał zamiaru zakładać koszulki.
- Nie patrzę!- przemknęłam szybko do szafy, sięgając po pierwsze lepsze ubrania. Rozsiadł się wygodnie na krześle obrotowym, dokładnie lustrując wzrokiem moją osobę. Nie patrzyłam nawet na to czy biorę spodnie i bluzkę, czy może dwie bluzki. Jedyne to o czym w tamtej chwili myślałam to tylko to, aby jak najszybciej wyjść z tego pokoju. Czym prędzej weszłam do łazienki, by założyć na siebie bieliznę i wybrane ubrania. Nawet nie susząc włosów, wyszłam z pomieszczenia, nie zwracając uwagi na nic. Halo, dziewczyno! To przecież Twoje mieszkanie! Ruszyłam do kuchni, prawie potykając się o nogi Svena, czule przytulonego do poduszki. Jednak nie było dane mi spokojnie uszykować śniadania, ponieważ usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam, kierując się w stronę przedpokoju. Otworzyłam drzwi i ujrzałam w nich, uśmiechniętą od ucha do ucha Marie. 
- Zaprosiłam Go, czaisz stara? Zaprosiłam Go!- wpadła mi w ramiona, skacząc przy tym radośnie. 
- Zakochałaś się, głupku!- zaśmiałam się głośno, a blondynka odkleiła się ode mnie.
- Ja? Nie. O nie.- pokręciła głową.- W Nim? Przecież On jest... strasznie chamski, wredny, arogancki no i.. wiesz, okropnie przystojny, czuły i mega słodki.- rozmarzyła się. 
- Zdecydowanie się zabujałaś w tym kolesiu.- stwierdziłam i nim się zorientowałam byłam przez kogoś obejmowana w talii..


Od autorki: Minął tydzień od mojego ostatniego posta.. Tęskniliście? Chyba nie.. Przez cały tydzień nie miałam czasu dodać rozdziału, dlatego pojawia się dopiero dziś.

W imieniu koleżanki chciałabym Was bardzo zaprosić na Jej bloga. (chociaż ona o tym nie wiem ;p) Ola ma wielki talent i cudownie pisze swoje opowiadanie! Miała małą przerwę, ale powróciła. W wielkim stylu! Może ktoś z Was chciałby poczytać coś nowego? Oto link do bloga: http://nadzieja-umiera-ostaniaa.blogspot.com/ Zapraszam! ☺

Do zobaczenia za kilka dni! Pozdrawiam i ściskam mocno!

sobota, 16 stycznia 2016

04

Oh, you are my everything
Oh, you are my everything


Rozchyliłam lekko wargi, by zaczerpnąć powietrza, jednak wtedy dostrzegłam jak Jego wzrok utkwił na moich ustach. Spojrzałam na Jego wargi, które aż prosiły się o pocałunek. Czemu miałam taką cholerną ochotę Go pocałować? Oddychałam głośno, a On co chwilę spoglądał na moje wargi.
- Może.. Chodźmy już.- odeszłam od Mario, próbując powstrzymać swój uśmiech. To było dziwne.. jak cholera. Szatyn podbiegł do mnie i czym prędzej popędziliśmy do mojego mieszkania. Wbiegliśmy do klatki schodowej z myślą, że winda jest już zrobiona, jednak rozczarowałam się. 
- Czyli zapitalasz na dziewiąte piętro.- uśmiechnął się sztucznie. 
- Nie wchodzisz?
- Nie, raczej nie.
- Daj spokój. Będziesz mókł? Pójdziesz jak przestanie padać. Chodź.- złapałam Go za rękę i popędziliśmy na górę. Kiedy byliśmy już w moim mieszkaniu, postanowiłam zrobić nam gorącą czekoladę. Zawsze piłam ją z Davidem w pochmurne, deszczowe wieczory. Czasem tak bardzo brakuje mi Jego obecności. Chwil spędzonych razem. W moich oczach zebrały się łzy. Za wszelką cenę, chciałam ukryć swój skutek. Powiedziałam Mario, że idę przygotować Mu jakieś ubrania na zmianę i zniknęłam za drzwiami pokoiku. (1, 2) Przesunęłam drzwi wielkiej szafy, wyjmując z jednej półki koszulkę. Spojrzałam na nią z bólem. Serce rozpadało mi się na małe kawałeczki..

Biegali po całym pomieszczeniu, rzucając w siebie mąką. Byli cali biali. Wyglądali jak widmo ze strasznego horroru. Miała rozmazany tusz pod oczami, od ciągłego śmiechu. Łzy, które roniła pod wpływem szczęścia i śmiechu, spływały ciurkiem po Jej lekko zaczerwienionych policzkach. Niemal co chwilę wybuchała śmiechem. Bawił Ją widok złego Davida. 
- Małpo, zniszczyłaś moją koszulkę!- wrzasnął, obdarowując siostrę morderczym spojrzeniem. Ta zaśmiała się z bruneta.- Teraz muszę się przebrać.- westchnął, a Jego ręce bezwładnie opadły wzdłuż talii. 
- No, popatrz. Jak mi Cię szkoda.- położyła dłoń na sercu, śmiejąc się przy tym szyderczo. Brunet gwałtownie zerwał się ze swojego miejsca, na co młoda Neumayer wrzasnęła, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem, rzucając się w ucieczkę przed bratem. 

Prychnęłam śmiechem przez płacz, niemalże dławiąc się własnymi łzami. Przyłożyłam poplamioną koszulkę do twarzy, by stłumić odgłosy wydobywające się z moich ust. Poczułam ten zapach perfum, do których nie wracałam od tamtego pamiętnego dnia. Kurewsko piękne i kurewsko mocne. 
Usłyszałam jak drzwi otwierają się, a do pokoju wchodzi młody Niemiec. Pośpiesznie otarłam wierchem dłoni mokre od płaczu policzki, po czym szybko wrzuciłam koszulkę do szafy, a wybrałam spodnie dresowe i zwykłą, luźną bluzkę na ramiączkach.
- Proszę, dla Ciebie. Tutaj obok jest łazienka, możesz się przebrać.- podałam szatynowi ubrania i wyszłam z pokoju.
- Ej, Ness. O co chodzi?- wybiegł za mną, by po chwili złapać mnie za ramie.
- O nic. Przebierz się.- syknęłam nawet na Niego nie spoglądając. Tak bardzo próbowałam powstrzymać spływające po policzkach łzy, jednak moje chęci nie miały żadnego znaczenia. Musiałam w końcu się wypłakać i opowiedzieć o tym komuś. Jednak wtedy nie byłam na to jeszcze gotowa. Nie wiedziałam czy mogę ufać Mario i czy jest na tyle poważnym facetem, aby zachować to dla siebie.
- Chodź tutaj.- powiedział i chciał mnie do siebie przytulić, jednak wyminęłam Go i szybko zamknęłam się w łazience. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Po moich policzkach spływały kolejne łzy.
Wdech.
Wydech. 
Wdech. 
Wydech.
Zawsze pomaga. 

Podobno miałaś być silna, no nie? 
Jasne.
Już nie pamiętasz? Przecież wszystko co się w życiu dzieje, ma jakiś cel.
Dzięki, mój mózgu. Nie musisz mi tego powtarzać na każdym kroku. Naprawdę nie mam sklerozy. 

Czasami naprawdę się zastanawiam, co jest ze mną nie tak. Od kiedy tylko pamiętam, wszyscy powtarzali mi, że jestem dziwna. Momentami nawet zaczynałam w to wierzyć, jednak wtedy z pomocą przychodził David i powtarzał: Jesteś po prostu inna. To nic złego. Oni wszyscy, po prostu Ci tego zazdroszczą. Nie musisz udawać kogoś innego, by być wyjątkową. I Oni to wiedzą, tylko żal Im dupę ściska. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Wzięłam kolejny wdech i wyszłam z łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Spojrzałam na szatyna, który siedział na oparciu kanapy, tępo patrząc w podłogę.
- Powiem Ci coś. I możesz mówić co chcesz, ale to wiem na pewno.- już chciałam Mu coś powiedzieć, jednak On kontynuował.- Wiesz po co są problemy?- spojrzał na mnie.- Żeby udowodnić temu pierdolonemu losowi, że zawsze dasz radę.- dokończył. Zaśmiałam się cicho.
- I wiesz co Ci jeszcze powiem? Może nie znam Cię tak dobrze jak Kuba i Agata, ale widzę, że jesteś silna. I nie wiem o co chodzi, ale wiem, że poradzisz sobie... Bo nie z takimi rzeczami dawałaś sobie radę, nie? To co? Teraz nie dasz?- patrzył na mnie tymi brązowymi oczami, które mogłyby rozkochać w sobie nie jedną dziewczynę. Jednak ja uodporniłam się na takie rzeczy. Nie ruszają mnie słodkie uśmieszki, piękne oczka, czy czułe gesty. Może kiedyś Wam to opowiem...


Następny dzień


Kolejny tydzień. Kolejny poniedziałek i kolejne osiem godzin spędzone w pracy. Nie powiem. Lubię swoją pracę. Mogę spotkać nowych ludzi, choć zwykle nie zamieniam z Nimi zbyt wiele słów. Jednak, kiedy pod koniec mojej zmiany, przychodzi taki.. ktoś i choć ma przed sobą kartę i zadaje tak bardzo idiotyczne pytania, to naprawdę człowieka może szlak jasny trafić.
Odetchnęłam głęboko, kiedy wyszłam z restauracji. Jedyne o czym w tamtej chwili marzyłam to moje łóżko. Tamten dzień był naprawdę męczący. Już dawno nie było tak dużego ruchu jak wtedy. Szłam szybkim krokiem do swojego mieszkania, by jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku. 
Kiedy byłam już pod blokiem, czym prędzej weszłam do klatki schodowej, ciesząc się, że za chwilę znajdę się w wymarzonym w tamtym momencie miejscu. Jednak mój entuzjazm szybko zgasł, kiedy zobaczyłam, siedzącego na schodach Maxa. Westchnęłam i ruszyłam. Jednak kiedy przechodziłam obok Niego, złapał mocno za moją nogę. Wzdrygnęłam się, prawie spadając z tych nieszczęsnych schodów.
- Puszczaj!- warknęłam, próbując Mu się wyrwać. Zaśmiał się szyderczo.
- Skąd wracasz kotku?- uśmiechnął się głupio. Zacisnęłam wargi w wąską kreskę, próbując nie dać się sprowokować. Cholerny dupek!
- Nie Twój zasrany interes.- wyrwałam się z Jego uścisku. Wstał.
- No powiedz. Tylko pytam.- zaśmiał się. 
- Spierdalaj.- syknęłam. Chciałam odejść, jednak ten złapał za moje ramie, tym samym nie pozwalając mi odejść.- Skoro tak bardzo interesujesz się moim życiem, to widocznie nie masz własnego.- uśmiechnęłam się szyderczo i czekałam na Jego odpowiedź.
- Nie, nie. Chciałem tylko skorzystać z Twoich usług, panienko Neumayer.
Dupek!
- Sugerujesz, że jestem dziwką?- spytałam szorstko, a kiedy tylko zobaczyłam jak kąciki Jego ust wędrują ku górze, moja cierpliwość się skończyła. Podniosłam rękę i zamachnęłam nią, uderzając w Jego lekko zaczerwieniony policzek, wkładając w to całą swoją siłę. Był zaskoczony. I co, Kastner? Nie spodziewałeś się, że panienka Neumayer potrafi tak uderzyć? Zaśmiałam się pod nosem i czym prędzej pobiegłam do swojego mieszkania, bojąc się tego co mogłoby się wydarzyć po tym co zrobiłam. 
Zamknęłam się w mieszkaniu, po czym zdjęłam kurtkę, wieszając ją na wieszaku, a buty położyłam przy szafce. Kiedy tylko znalazłam się w salonie, niemal od razu rzuciłam się na kanapę. Jednak w tej chwili naszła mnie ochota na domową pizzę. Tak, wiem. To nie jest zdrowe i Kuba nie byłby z tego zadowolony, no ale cóż. Patrzyłam tępo w biały sufit, nie mogąc się przełamać, żeby wstać. Brawo, Ness! Twoje lenistwo nie zna granic. I właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wywróciłam oczami, nie zwracając uwagi na mojego niezapowiedzianego gościa. Chciałam choć chwilkę spędzić sama. Miałam po prostu ochotę pobyć sama. Tak po prostu sama. Nikt poza mną. Tylko ja i cztery ściany. Jednak mój gość nie miał zamiaru ustępować. Westchnęłam, zwlekając się z kanapy.
- Ness, kochana moja.- przytulił mnie Kuba, wchodząc do mojego mieszkania. 
- Co Wy tu robicie?- zapytałam przerażona widokiem kilku piłkarzy Borussii. Jak bardzo się ucieszyłam, kiedy nie dostrzegłam Reusa? Niesamowicie!
Jednak moja radość szybko została ugaszona, kiedy zobaczyłam wyłaniającego się blondyna z grupki mężczyzn. Wywróciłam oczami, po czym wróciłam wzrokiem do Błaszczykowskiego. Uduszę cholerę!
- Przyszliśmy skosztować Twoich bardzo, ale to bardzo smacznych konfitur.- uśmiechnął się radośnie. Zaśmiałam się głośno.
- Mówisz poważnie?- zaczesałam włosy za ucho.
- Wyglądam jakbym żartował?- spojrzałam na chłopaków, uważnie lustrując Ich miny. Westchnęłam, zakładając na siebie bluzę.
- Rozgośćcie się.- wpuściłam piłkarzy do środka, a sama wychodząc zabrałam z jednej z półek klucze do piwnicy i wyszłam.
- Reus idź z Nią, bo się jeszcze zgubi.- sarknął Kuba. Wywróciłam oczami. Wiedziałam, że robi to specjalnie. Bardzo dobrze wie, że nie cierpię wielmożnego pana Marco Reusa i chce nas.. jakby to powiedzieć.. pogodzić? Nie uda Ci się to, braciszku!
- Nie potrzebuję ochroniarza.- uśmiechnęłam się lekko i wyszłam.
Roześmiałam się głośno, kiedy usłyszałam słowa rudego blondyna.. Aż tak jesteś zadufanym w sobie piłkarzyną?


Od autorki: Dobry wieczór! Jak Wam mija sobotni wieczór? Może znajdziecie chwilkę, aby skomentować mój rozdział? To niesamowicie motywuje, a mi jest motywacja cholernie potrzeba, bo stanęłam na 7 rozdziale i nie mam weny... Więc jak? Zmotywujecie trochę?

Błagam, tylko nie uduście mnie za początek.. Jestem niewinna! To.. tak wyszło ;d

Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za 6 komentarzy po trójką! Buziaki! 💋💋