sobota, 30 stycznia 2016

06

Naprawdę cieszę się, że widzę Ciebie znów
choć było tyle ciężkich chwil, tyle niepotrzebnych słów.
Tyle emocji złych, naprawdę mocnych słów
i nieudanych prób, przegranych ciężkich prób.
Naprawdę cieszę się, że patrzę w Twoje oczy znów,
że rozmawiamy dziś, dziękuję, że dziś przyszłaś tu. 


- Zdecydowanie zabujałaś się w tym kolesiu.- stwierdziłam i nim się zorientowałam byłam przez kogoś obejmowana w talii. Reus. I nie pomyliłam się ani trochę. 
- Może przedstawisz mnie swojej przyjaciółce, co Ney?- zapytał, przyciągając mnie do siebie lekko. Położyłam dłoń na Jego nagim torsie, lekko się od Niego odsuwając. Nagim. Nagim torsie. Zaśmiałam się w myślach. Spojrzałam na Marie, która wpatrywała się w Marco jak w Boga. Oh, God. Co Wy w Nim widzicie? Prychnęłam śmiechem, kiedy spostrzegłam, że blondynka dokładnie lustruje wzrokiem tors piłkarza. Odsunęłam się od Reusa na bezpieczną odległość i dopiero po tym mogłam spokojnie przedstawić sobie Marie i blondyna. 
- Miło mi. Zdecydowanie.- odparła, nie potrafiąc oderwać od Niego wzroku.
- Oh, Marie. Przecież masz Chrisa.- zachichotałam, kiedy Reus poszedł obudzić innych.
- Nikt nie powiedział, że nie mogę patrzeć się na klatę tego... No jak On tam miał?
- Marco?
- Tak właśnie. Boże, On jest tak seksowny!- pisnęła mi do ucha. 
- Jak cholera.- przyznałam Jej rację.- Chodź, już!- dodałam. 
Po kilkunastu minutach byłyśmy już z Marie w kuchni i robiłyśmy kanapki na śniadanie. Ja siekałam ogórka i kroiłam pomidora, a Marie nakładała na kromki chleba sałatę. 
- Wpadłaś Mu w oko... Cały czas tutaj zerka.- odezwała się blondynka, spoglądając za siebie w stronę salonu.
- Komu niby?
- No Marco. Nie widzisz? Aż ślini się na Twój widok.- dodała podekscytowana. 
- Przestań. 
- No co? 
- Nie mam zamiaru mieszać się w żadne związki. A tym bardziej z Nim.
- Oh, Ness. Przydałoby Ci się trochę flirtu.- szturchnęła mnie ramieniem i zabrała plasterek ogórka, po czym ugryzła Jego kawałek. 
- Dobrze wiesz, że muszę skupić się na...- nie pozwoliła mi dokończyć. 
- Tak wiem, na studiach. David by tego chciał.- mruknęła bez entuzjazmu. Nie musiałaś kończyć, Marie... 
- I mam jeszcze prace. I niby kiedy mam mieć czas na jakiekolwiek romanse?- wywróciłam oczami. 
- Zawsze możesz rzucić pracę.- wzruszyła ramionami, wyraźnie nie rozumiejąc mojej sytuacji. 
- Pieniądze z nieba nie spadają, a czynsz sam się nie zapłaci. Wiesz przecież, że nie mam kasy.- westchnęłam. 
- Zawsze mogę Ci pożyczyć parę złotych. Nie zbiednieję.
- Chyba kilkaset.- mruknęłam cicho, jakby do siebie.- Nie chcę brać od Ciebie żadnych pieniędzy. Wystarczy, że Twoi rodzice mnie nie lubią.- westchnęłam.
- Oni po prostu.. No wiesz...- nie potrafiła odpowiednio dobrać słów. Oj, Marie. Chyba czas zacząć więcej czytać. 
- Jasne, wiem.- zachichotałam, zabierając talerz z kanapkami i idąc w stronę salonu. Postawiłam go na stole, a Marie zaraz za mną drugi. Przyniosłam również dla każdego herbatę, jednak takiej reakcji ze strony Reusa się nie spodziewałam. Mógłbyś okazać choć trochę wdzięczności. 
- Nie piję herbaty.- odburknął niemrawo. 
- Piwa nie mam. Przykro mi.- wywróciłam oczami.
- Ness!- skarcił mnie wzrokiem Kuba. 
- No co?- wzruszyłam ramionami. 
- Sugerujesz, że nadużywałam alkoholu?- wstał ze swojego miejsca. 
- No błagam. Nie wmówisz mi, że tak nie jest.- zaśmiałam się i chciałam pójść do kuchni, jednak na Jego słowa zatrzymałam się. 
- Jak w ogóle możesz tak mówić?!- słyszałam w Jego głosie złość. Czułam na sobie wzrok wszystkich.
- Oh, Marco. Wszystko jest dla ludzi, ale Ty zwyczajnie czasem przesadzasz.- powiedziałam to co miałam na myśli. Taka już jestem. Tak się wychowałam i od tak się nie zmienię. Piłkarz zaczął iść w moją stronę. Widziałam jak zaciska pięści. No dawaj, uderz mnie. Wiem, że tylko tego chcesz. Bałam się. Jak cholera. 
W porę zareagował Mario, odciągając swojego przyjaciela, a do mnie podszedł Kuba, łapiąc za rękę powyżej łokcia i zaciągnął mnie do mojego pokoju.
- Co to ma być? Zwariowałaś?!- wyraźnie nie był zadowolony  mojego zachowania. 
- Powiedziałam tylko prawdę. Proszę Cię, Kuba... Bardzo dobrze wiesz, że tak jest.- założyłam ręce na piersi.
- Czasem warto jest się ugryźć w język. Uwierz na słowo.- powiedział łagodnie, jednak ja musiałam się odezwać. 
- A Ty co? Zawsze wszystkowiedzący, niemylący się wielmożny pan Błaszczykowski!- sarknęłam, wywracając oczami. 
- Właśnie o to mi chodzi.- odparł, wyraźnie zasmucony, po czym wyszedł. Zawiódł się na mnie. Zawiodłam Go. Usłyszałam jak trzaska drzwiami. Mogłam ugryźć się w język. Wyszłam z pokoju, czując na sobie palące spojrzenia innych. Spuściłam lekko głowę, chcąc ukryć swoje zażenowanie. 
- I co, panno idealna?- zaśmiał się Reus, zaakcentował ostatnie dwa słowa i wziął do ręki kanapkę.
- Pójdziemy już.- stwierdził Mats, wstając, a zaraz za Nim podniosła się reszta. Siedział tylko Marco. Było mi wtedy tak strasznie głupio.- Marco też.- złapał za ramię blondyna i po chwili w pomieszczeniu zostałam sama. Nawet Marie wyszła. To tak głupie. 
- Ness..- usłyszałam szept.. Mario? Co On tutaj robi? Odwróciłam się gwałtownie, dokładnie lustrując wzrokiem Jego osobę.- nie przejmuj się..- dodał, jednak w ogóle mnie nie pocieszył. 
- Jak mam się nie przejmować skoro tak bardzo Go zawiodłam?- szepnęłam zrezygnowała, siadajac na kanapie. 
- Oj, to jest Kuba. Przemyśli sprawę i uzna, że nie ma za co się gniewać.- usiadł obok mnie.
- Jest, uwierz, że jest... On jest tak mądry.- pokręciłam głową, wzdychając. 
- Dużo przeszedł. I zobaczysz, że wybaczy Ci to. Życie jest zbyt krótkie na kłótnie z bliskimi... On to wie.- złapał mnie za rękę. Odwróciłam głowę w stronę Mario, spotykając się z Jego rozbrajającym uśmiechem, który spowodował, że i na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. 
- Dziękuję!- przytuliłam się do Niego po przyjacielsku, opierając głowę o Jego ramie. Był tak czuły. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę. Obejmował mnie ramionami, trzymając mnie przy swoim ciele. Niespodziewanie naszła mnie ochota, żeby przeczesać Jego włosy dłonią. Chwile się nad tym zastanawiałam. Chyba nic mi nie zrobi, nie? Zaryzykowałam. Wplotłam palce w Jego gęste włosy i przeczesałam je. Zaśmiał mi się do ucha, czego ja nie potrafiłam zostawić bez niczego. Pociągnęłam lekko za końcówki Jego włosów, na co ten cicho mruknął. Zachichotałam.
- Aż tak Cię podniecam?- prychnęłam, odsuwając się od Niego, by po chwili wstać. Jednak Mario najwidoczniej nie zamierzał tego tak zostawić i kiedy odchodziłam, złapał mnie za rękę i pociągnął wprost na swoje kolana. Nieświadomie położyłam ręce na Jego klatce piersiowej, tak że moje dłonie spoczywały częściowo na szyi szatyna. 
- I to jak.- szepnął uwodzicielko. O, Boże. Wstrzymałam oddech. Moje serce waliło jak oszalałe, a po chwili poczułam jak na moje policzki wkradają się rumieńce. Skoro On zaczął, to ja mogę skończyć. Przecież przyda mi się trochę flirtu. 
Spojrzałam głęboko w Jego oczy, po czym przejechałam palcami prawej dłoni po Jego policzku. Przymknął powieki. Poczułam jak przeniósł swoje dłonie na moją talie, po czym zaczął jeździć po niej dłońmi w tą i z powrotem. Niespodziewanie przysunął mnie bliżej siebie. Nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Czułam Jego miętowy oddech na mojej twarzy, cały czas miał zamknięte oczy. Oh, cholera. No zrób to. 
- Miałem zostać tylko na chwilkę.- szepnął. 
- Yhmm..- mruknęłam. 
- I muszę iść.- dodał cały czas zaciskając powieki.
- To czemu nie pójdziesz?
- Może po prostu nie chcę?- odparł, przysuwając swoją twarz jeszcze bliżej mnie. Musnął moją dolną wargę swoją. O Boże. Chciałam, by zrobił to jeszcze raz. I nie pytajcie dlaczego wtedy tak się zachowywałam. Spuszczając głowę, poczułam jak ociera się wargą o moją, tym razem górną. Pocałował mnie w czoło. 
- Muszę iść.- powiedział twardo, a ja pośpiesznie zeszłam z Jego kolan. Poszedł do przedpokoju, założył kurtkę i buty i chciał już wychodzić, ale zatrzymał się.- Trzymaj się.- pocałował mnie przelotnie w policzek i wyszedł. 

No i super. 


Usiadłam na kanapie, wpatrując się w talerz, na którym pozostało tylko kilka kanapek. Wzięłam do ręki kubek z herbatą, po czym upiłam łyk ciepłego jeszcze napoju. 

Kilka godzin później, wychodziłam z mieszkania, by po kilkunastu minutach znaleźć się w restauracji. Kogo spotkałam na schodach? Oczywiście Maxa. Czy On nie ma co robić, tylko wiecznie siedzieć i chlać to piwsko? 
- Jak Ci się siedziało wczoraj w piwnicy, co Ness?- zagadnął, głupio się śmiejąc. 
- Słucham?- przystanęłam. 
- To co słyszałaś.- cały czas się śmiał. 
- To Ty.. Jak mogłeś?
- Widocznie mogłem.- chichotał.
- Jesteś nienormalny.- warknęłam i z impetem wyszłam z bloku. Idiota!

Od razu po pracy postanowiłam, pójść do Błaszczykowskich. Musiałam Go przeprosić. Wiedziałam, że Kuba nie odezwie się pierwszy. W końcu to ja zawiniłam. Dużo czasu zajęło mi dojście do domu Polaków. Jednak miałam czas na ułożenie sobie w głowie tego co chcę powiedzieć Kubie. Ale nic mi z tego nie wyszło. W głowie miałam mętlik. A kiedy doszłam pod dom ręce tak strasznie mi się trzęsły, że nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Biorąc głęboki wdech, zadzwoniłam dzwonkiem. Już po chwili usłyszałam jak ktoś zmierza w kierunku drzwi. 
- Agata?- zapytałam, jakby nie spodziewając się, że mogę ją tutaj spotkać. 
- Cześć Ness.- uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć. Ja przyszłam...- nie pozwoliła mi dokończyć. 
- Wejdź, proszę.- przepuściła mnie w drzwiach. 
- Jest Kuba? Chciałabym z Nim porozmawiać. Pewnie Ci już mówił.. Chciałabym Mu to wytłumaczyć i przeprosić... Mogłabyś... 
- Nic mi nie mówił, nie chciał o tym rozmawiać. Ale Jego nie ma. Jakieś pięć minut temu pojechał na trening.- powiedziała.
- Dziękuję, Agatko. Biegnę. Może jeszcze zdążę.- powiedziałam szybko i wyszłam z domu Błaszczykowskich.

Śpieszyłam się tak bardzo, jak chyba jeszcze nigdy. Strasznie zależało mi na tym, aby porozmawiać z Kubą. Kiedy dotarłam do ośrodka treningowego Borussii, nikogo nie było przed bramą. Czasem chłopcy stoją i rozmawiają, dopóki nie nagoni Ich trener, jednak teraz jak na złość nikt nie stał. Chciałam wejść, bo akurat brama była otwarta, ale powstrzymał mnie ochroniarz.
- A panienka gdzie?- złapał mnie za ramie.
- Ja jestem znajomą Kuby... Kuby Błaszczykowskiego. Muszę z Nim porozmawiać.- wyjaśniłam szybko i ponownie chciałam wejść, ale On nie miał zamiaru mnie wpuścić.
- Nie nabierzesz mnie.- znów złapał mnie za rękę, a Jego mina momentalnie się zmieniła. 
- Niech mnie pan puści.- szarpnęłam ręką. 
- Wyjdziesz sama czy mam Ci pomóc?
- A co my ta tyczki chodziliśmy, że pan mi na ty jedzie? Proszę dać mi spokój.- odwróciłam się na pięcie i usiałam na ławeczce przed ośrodkiem.- Dupek.- syknęłam do siebie. Siedziałam tak dłuższą chwilę, bawiąc się telefonem i zastanawiając czy może zadzwonić do Kuby.
- Będzie pani tutaj tak siedzieć?- zapytał mężczyzna, odwróciłam się w Jego stronę.
- Prze...- nie dokończyłam, ponieważ wnet zobaczyłam jak ktoś wjeżdża na podjazd i z piskiem opon hamuje. Reus. Uchylił szybę. Wstałam podchodząc do Jego samochodu. Akurat mówił coś do ochroniarza.
- Ness? Cześć.- nie krył swojego zdziwienia.- Co Ty tutaj robisz? O ile dobrze jestem poinformowany to nie lubisz patrzeć jak banda idiotów poci się kopiąc piłkę.- zachichotał.
- Czyli masz dobrych informatorów. Muszę porozmawiać z Kubą, ale ten kretyn nie chce mnie wpuścić.- zerknęłam na ochroniarza.
- Nie możesz porozmawiać z Nim po treningu?
- Nie. Muszę teraz.- powiedziałam pewnie.
- Panie Reus wie pan, że nie mogę.- odezwał się mężczyzna do blondyna.
- Spokojnie, załatwię to. Miłej pracy.- uśmiechnął się szeroko do ochroniarza i powiedział, abym poczekała przed wejściem, a On za chwilę przyjdzie. Minęło może pięć minut, a blondyn był już obok mnie.
- Nie wiedziałam, że potrafisz być tak miły.- odparłam z uznaniem, szeroko się uśmiechając. On tylko wzruszył ramionami, po czym otworzył drzwi, wpuścił mnie, by po chwili prowadzić mnie do szatni.
- Chcesz wejść?
- Nie.. Lepiej., Zawołaj Go.- powiedziałam niepewnie. Strasznie się denerwowałam. Moje nogi zrobiły się jak z galarety. Nie potrafiłam ustać na nogach, a w moim gardle pojawiła się gula, przez którą nie umiałam wydusić słowa.
- Cześć Ness.- usłyszałam głos Matsa.
- Cześć.- uśmiechnęłam się blado, a piłkarz przytulił mnie na powitanie.
- Wszystko gra?
- Gra, gra.- zaśmiałam się cicho, a w tym samym momencie z szatni wyszedł Kuba. Spojrzałam na Niego, a później na Hummelsa. Chyba zrozumiał o co mi chodzi i trochę się motając poszedł na płytę boiska. 
- Kuba, ja..- nie umiałam wydusić z siebie słowa. Zaczęłam bawić się palcami. 
- Raczej nie mamy o czym rozmawiać. Powiedziałaś to co myślałaś..


Od autorki: Witam Was ponownie! Jak podoba Wam się rozdział? Powiem szczerze, że mnie się jakoś bardzo nie podoba. Zawiodłam, ale mam nadzieję, że chociaż długość jest odpowiednia.

Co do Waszych komentarzy. Wiem, Ness dziwnie się zachowuje. Zwłaszcza w stosunku do Marco i Mario, ale tak zaplanowałam tego bloga i tak będzie. Postaram się... A z resztą! Zobaczycie w najbliższych rozdziałach!

Motywacja! No gdzie ta motywacja? Podeślijcie no jej trochę! Pozdrawiam i ściskam mocno! ♥


Lubicie grać w piłkarzyki? Ja bardzo! ☺

niedziela, 24 stycznia 2016

05

Uczę się na błędach,
może zapamiętam.
Koniec końców musi udać się.


Roześmiałam się głośno, kiedy usłyszałam słowa rudego blondyna.. Aż tak jesteś zadufanym w sobie piłkarzyną?
- Tak przystojnego ochroniarza to nawet za 500 euro nie będziesz miała.
- Wysoko się cenisz.- kiwnęłam głową z uznaniem.- Ale znam przystojniejszych.- dodałam po chwili, odwracając się w Jego stronę. 
- Jasne. Ciekawe jakich.- uśmiechał się złośliwie do mnie. 
Czułam na sobie palące spojrzenie, kiedy przechodziłam obok Maxa, który jak zwykle siedział na schodach, popijając piwo. Mruknął coś niezrozumiale pod nosem, jednak puściłam to koło uszu, idąc dalej przed siebie. Kiedy dotarłam już do drzwi swojej piwnicy, przekręciłam kluczyk w zamku, a skrzydło się otworzyło. Weszłam, a zaraz za mną Marco.
- Ale porządek.
- Ty takiego na pewno nie masz.- zripostowałam, u uśmiechając się zadziornie. Ten tylko prychnął cichym śmiechem, kręcąc głową. 
- Widzę, że masz bardzo dobry humor, Ney.- uniósł brew, śmiejąc się złośliwie pod nosem. 
- Spieprzaj.- mruknęłam, biorąc do ręki jeden z wielu słoików. Konfitury z czarnej porzeczki. Uwielbiam.- Mogą być porze...- ucięłam, kiedy poczułam na swojej szyi miętowy oddech. 
- Nie podobają mi się wyrachowane laski.- szepnął tuż przy moim uchu. Zacisnął palce na moim biodrze.
- Nie jestem wyrachowana, to po pierwsze. A po drugie to..
- To co?
- To nie muszę Ci się podobać, lamo.- uniosłam brew w oczekiwaniu na Jego reakcję. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak wnet drzwi piwnicy zatrzasnęły się i usłyszeliśmy jak kluczyk w zamku się przekręca. Odstawiłam pośpiesznie słoik i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę, by po chwili zacząć nią szarpać.
- Otwieraj!- krzyknęłam, uderzając pięścią w drewniane drzwi. Powtórzyłam czynność kilka razy, ale to nic nie dało. Po chwili podszedł do mnie Reus, odciągając od skrzydła. Usiadłam pod ścianą, zakrywając twarz dłońmi. Cały czas czułam na sobie wzrok blondyna. Przeszywał mnie nim niczym rentgen. Uniosłam głowę, spoglądając na Niego. Nie krępował się. Ani trochę. 
- I na co się gapisz?
- Słuchaj, mnie też się nie podoba to, że muszę z Tobą tutaj siedzieć, więc nie pierdol.- uniósł ton głosu, a Jego oczy wyraźnie poczerniały. Wywróciłam oczami, wstając i podchodząc do małego okienka, w których były kraty. To było dziwne.. strasznie.
- Wkurwiasz mnie.- mruknął, na co donośnie się zaśmiałam.- Co Cię tak śmieszy?- usłyszałam Jego kroki. 
- Widocznie taka jest moja rola.- wzruszyłam ramionami. Strasznie mnie to bawiło. Tak, lubię, wręcz uwielbiam się z Nim droczyć. 
- Nie bądź wredna. 
- Ty jesteś arogancki to czemu ja miałabym nie być wredna?- odwróciłam się w Jego stronę.
- Ja jestem arogancki?- zaśmiał się złośliwie.
- Nie kurwa, ja.- wywróciłam oczami, wracając wzrokiem do okna. 
- Możesz tak nie robić?
- Nie.- odparłam, chociaż nie wiedziałam o co Mu chodzi. 
- Kurwa, spójrz na mnie jak do Ciebie mówię!- wrzasnął mi do ucha, odwracając mnie gwałtownie w swoją stronę. Pchnął mnie na ścianę, niemalże do niej dociskając. I On śmie na mnie krzyczeć?
- Spieprzaj! Nikt nie będzie się na mnie wydzierał, a tym bardziej Ty.- patrzyłam Mu prosto w oczy, jednak w życiu nie spodziewałam się tego, co zrobi później.
- Zamknij się w końcu!- uderzył pięścią w ścianę, tuż przy mojej głowie, dociskając mnie jeszcze bardziej do ściany. Spuściłam wzrok, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Spojrzałam na Jego twarz i dopiero teraz spostrzegłam, że dzieli Nas kilka centymetrów. Nienawidziłam, kiedy ktoś na mnie krzyczał. Nikt nie miał takiego prawda. Już otwierałam usta, by coś Mu powiedzieć, jednak wtedy On niespodziewanie wpił się zachłannie w moje wargi. Mocno napierał swoimi ustami na moje. Odwzajemniłam Jego pocałunek, choć nie do końca byłam pewna tego co robiłam. Poczułam jak Jego dłonie zjeżdżają po mojej talii, zatrzymując się na biodrach. Cholera, jak On dobrze całuje!
- Cco Ty robisz?- wydusiłam, odsuwając się lekko.
- Całuję Cię, nie widać?- spytał, jak gdyby nigdy nic, wracając wzrokiem na moje wargi. Przejechał po nich kciukiem, by po chwili zaśmiać się cicho i pokręcić głową. Spojrzałam na Niego, nie rozumiejąc o co Mu chodzi. 
- Nie sądziłem, że potrafisz tak dobrze całować.
- Dobrze, mówisz?
- Mógłbym nawet powiedzieć, że bardzo dobrze, jednak nie chcę, żebyś...
- Żebym co?
- Żebyś popadła w samozachwyt.- zaśmiałam się głośno, słysząc Jego słowa.
- Nie musisz się o to martwić..- spojrzałam na Niego uwodzicielskim wzrokiem. Ten tylko pokręcił głową, nie pozwalając mi zrobić nic więcej, jak tylko odwzajemnić kolejny Jego pocałunek. Zmieniam zdanie. On całuje nieziemsko! Skradał mi długie i namiętne pocałunki. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dam Mu się całować. Był dla mnie cholernym dupkiem, kretynem i aroganckim piłkarzyną, który widzi tylko swój zakichany czubek nosa. I nie pomyliłam się co do Niego ani trochę... 
- Nie. Przestań.- naparłam dłońmi na Jego tors, by odepchnąć Go od siebie. Cały czas zaciskał palce na moim biodrze. Odeszłam od Niego, nie wiedząc co mam zrobić. Nie wiem jak mogłam dać Mu się pocałować. Jak to możliwe, że wszystkie moje zasady, których dotychczas tak bardzo się trzymałam wtedy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie? To nierealne. 
- Rozmyśliłaś się, Ney?- zachichotał, przeczesując palcami swoją grzywkę.- Podobno dobrze całuję.- usłyszałam po chwili i wtedy ucieszyłam się, że nic nie piłam, bo na pewno bym się zakrztusiła.
- Nie schlebiaj sobie, lamo.- powiedziałam z przekąsem.
- Wiem, że chcesz jeszcze mnie całować.
- Mam nadzieję, że ktoś szybko otworzy te jebane drzwi, bo widzę, że głupiejesz.
- Ja głupieje?
- Nie. Ty byłeś głupi od dziecka.- w odpowiedzi usłyszałam tylko ciszę. Ness 1, Marco 0. 

Wiele osób oddałoby wszystko, by tylko Marco Reus, ten znany piłkarz, spędził z Nimi choć jedną, nic nie znaczącą godzinę. Ja spędziłam z Nim dwie i nic nie musiałam oddawać. A żałuję tego jak chyba niczego innego. Te dwie godziny wystarczyły, abym zgłupiała do reszty. Zobaczyłam, że potrafi być zwykłym facetem, który umie cieszyć się z głupich drobnostek. To było tak piękne, że aż nierealnie. Nie wiem dlaczego wtedy nie pomyślałam racjonalnie i nie zatrzymałam tego co zaczęło się pomiędzy nami budować. To było... nie ważne.
Przewróciłam się na drugi bok, nie potrafiąc zasnąć. Może było to spowodowane obecnością piłkarzy? Może tym, że cały czas rozmyślałam nad tym co stało się między mną, a Reusem w piwnicy? A może po prostu cierpiałam na bezsenność, którą zdiagnozowałam dopiero teraz?

- Ness.. śpisz?- usłyszałam po dość długim czasie, głos Niemca.
- Nie, powieki oglądam.- wywróciłam oczami, przewracając się na drugi bok.
- Czyli nie.- zachichotał.- Niewygodnie mi.- jęknął.
- Twój problem.- szepnęłam, kładąc się na plechach.
- Dzięki.- sarknął.- Mogłabyś wykazać odrobinę skruchy.- dodał rozzłoszczony. Jak dobrze, że wtedy nie widziałam Jego miny.
- Götze, idź spać.- jęknęłam.
- Kiedy nie mogę..- podniósł ton swojego głosu.
- Obudzisz Marco.
- Od kiedy Ty się tak o Niego troszczysz?- odparł wyraźnie poirytowany.
- Racja. Ale obudzisz innych... z resztą rób co chcesz.
- Dzięki. Czyli moooogę się położyć na Twoim łóżku, tuż obok Ciebie. Pod tą jakże cieplutką kołderką. Na tej jakże mięciutkiej podusi i przy tej jakże seksownej dziewczynie..- rozmarzył się i już siadał na moim łóżku, kiedy ja uderzyłam Go niechcący nogą, a On gwałtownie poleciał na mnie. Była tak blisko mnie.. Tak jak ostatnio. Oh, cholera! Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja nie potrafiąc tego wytrzymać, wydusiłam: Idź już do siebie.
- Mario..- szepnęłam, zachrypniętym głosem. Nic nie powiedział. No błagam!- Mario!- powiedziałam trochę głośniej, ale nadal nie poskutkowało. Boże, co mam zrobić?- Mario!- wrzasnęłam. Już po chwili poczułam dłoń szatyna na moich ustach. Skarcił mnie wzrokiem i oboje spojrzeliśmy na Marco, który tylko zamruczał coś pod nosem, przetarł twarz dłonią i przekręcił się na drugi bok, poprawiając sobie poduchę pod głową.
Oboje spojrzeliśmy na siebie i cicho zachichotaliśmy. 
- Czemu On taki jest?- po dłuższej chwili spojrzałam na chłopaka, siedzącego obok mnie. 
- A czemu Ty taka jesteś?- i tu mnie ma. Jasne. Mój czuły punkt. 
- Chodźmy spać.- zasugerowałam i położyłam się plecami do Mario. 
- Oj, Ness..- westchnął i wstał.- Dobranoc.- usłyszałam Jego cichy szept tuż przy moim uchu, by po chwili poczuć Jego usta na moim policzku. Głośno wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam od... jakiegoś czasu.
- To imię do Ciebie nie pasuje.- stwierdził stanowczo i położył się na swoim miejscu. 
- Dobranoc.- odpowiedziałam i zamknęłam oczy. Nim się obejrzałam, już latałam w cudownej krainie Morfeusza, marząc o rzeczach, o których nawet nie śmiałam myśleć. 

Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Nie dość, że w nocy budziłam się co jakiś czas to i nad ranem nie spałam. Zwlekłam się z łóżka i cicho wyszłam z pokoju, by nie obudzić Mario. A no i Reusa też. Weszłam do łazienki, zamykając się w Niej i wchodząc pod prysznic. Namoczyłam swoje ciało ciepłą wodą, by po chwili nałożyć na dłoń mój ulubiony żel pod prysznic i rozetrzeć go na swoim ciele. To samo zrobiłam z włosami. Spłukałam mydliny ze swojego ciała i włosów, po czym wyszłam, owijając się jedwabnym ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem, patrząc w swoje odbicie. Kiedy już dokładnie się wytarłam, zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą ubrań na zmianę. Najciszej jak tylko mogłam przeszłam z łazienki do swojego pokoju, jednak jak szybko do niego, tak szybko z niego wyszłam. Oparłam się o ścianę, zaciskając mocno powieki. Idiotka! Jaki On jest seksowny! Odetchnęłam głęboko, wchodząc do pokoju. Miałam tylko nadzieję, że będzie ubrany. Jednak On najwyraźniej nie miał zamiaru zakładać koszulki.
- Nie patrzę!- przemknęłam szybko do szafy, sięgając po pierwsze lepsze ubrania. Rozsiadł się wygodnie na krześle obrotowym, dokładnie lustrując wzrokiem moją osobę. Nie patrzyłam nawet na to czy biorę spodnie i bluzkę, czy może dwie bluzki. Jedyne to o czym w tamtej chwili myślałam to tylko to, aby jak najszybciej wyjść z tego pokoju. Czym prędzej weszłam do łazienki, by założyć na siebie bieliznę i wybrane ubrania. Nawet nie susząc włosów, wyszłam z pomieszczenia, nie zwracając uwagi na nic. Halo, dziewczyno! To przecież Twoje mieszkanie! Ruszyłam do kuchni, prawie potykając się o nogi Svena, czule przytulonego do poduszki. Jednak nie było dane mi spokojnie uszykować śniadania, ponieważ usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam, kierując się w stronę przedpokoju. Otworzyłam drzwi i ujrzałam w nich, uśmiechniętą od ucha do ucha Marie. 
- Zaprosiłam Go, czaisz stara? Zaprosiłam Go!- wpadła mi w ramiona, skacząc przy tym radośnie. 
- Zakochałaś się, głupku!- zaśmiałam się głośno, a blondynka odkleiła się ode mnie.
- Ja? Nie. O nie.- pokręciła głową.- W Nim? Przecież On jest... strasznie chamski, wredny, arogancki no i.. wiesz, okropnie przystojny, czuły i mega słodki.- rozmarzyła się. 
- Zdecydowanie się zabujałaś w tym kolesiu.- stwierdziłam i nim się zorientowałam byłam przez kogoś obejmowana w talii..


Od autorki: Minął tydzień od mojego ostatniego posta.. Tęskniliście? Chyba nie.. Przez cały tydzień nie miałam czasu dodać rozdziału, dlatego pojawia się dopiero dziś.

W imieniu koleżanki chciałabym Was bardzo zaprosić na Jej bloga. (chociaż ona o tym nie wiem ;p) Ola ma wielki talent i cudownie pisze swoje opowiadanie! Miała małą przerwę, ale powróciła. W wielkim stylu! Może ktoś z Was chciałby poczytać coś nowego? Oto link do bloga: http://nadzieja-umiera-ostaniaa.blogspot.com/ Zapraszam! ☺

Do zobaczenia za kilka dni! Pozdrawiam i ściskam mocno!

sobota, 16 stycznia 2016

04

Oh, you are my everything
Oh, you are my everything


Rozchyliłam lekko wargi, by zaczerpnąć powietrza, jednak wtedy dostrzegłam jak Jego wzrok utkwił na moich ustach. Spojrzałam na Jego wargi, które aż prosiły się o pocałunek. Czemu miałam taką cholerną ochotę Go pocałować? Oddychałam głośno, a On co chwilę spoglądał na moje wargi.
- Może.. Chodźmy już.- odeszłam od Mario, próbując powstrzymać swój uśmiech. To było dziwne.. jak cholera. Szatyn podbiegł do mnie i czym prędzej popędziliśmy do mojego mieszkania. Wbiegliśmy do klatki schodowej z myślą, że winda jest już zrobiona, jednak rozczarowałam się. 
- Czyli zapitalasz na dziewiąte piętro.- uśmiechnął się sztucznie. 
- Nie wchodzisz?
- Nie, raczej nie.
- Daj spokój. Będziesz mókł? Pójdziesz jak przestanie padać. Chodź.- złapałam Go za rękę i popędziliśmy na górę. Kiedy byliśmy już w moim mieszkaniu, postanowiłam zrobić nam gorącą czekoladę. Zawsze piłam ją z Davidem w pochmurne, deszczowe wieczory. Czasem tak bardzo brakuje mi Jego obecności. Chwil spędzonych razem. W moich oczach zebrały się łzy. Za wszelką cenę, chciałam ukryć swój skutek. Powiedziałam Mario, że idę przygotować Mu jakieś ubrania na zmianę i zniknęłam za drzwiami pokoiku. (1, 2) Przesunęłam drzwi wielkiej szafy, wyjmując z jednej półki koszulkę. Spojrzałam na nią z bólem. Serce rozpadało mi się na małe kawałeczki..

Biegali po całym pomieszczeniu, rzucając w siebie mąką. Byli cali biali. Wyglądali jak widmo ze strasznego horroru. Miała rozmazany tusz pod oczami, od ciągłego śmiechu. Łzy, które roniła pod wpływem szczęścia i śmiechu, spływały ciurkiem po Jej lekko zaczerwienionych policzkach. Niemal co chwilę wybuchała śmiechem. Bawił Ją widok złego Davida. 
- Małpo, zniszczyłaś moją koszulkę!- wrzasnął, obdarowując siostrę morderczym spojrzeniem. Ta zaśmiała się z bruneta.- Teraz muszę się przebrać.- westchnął, a Jego ręce bezwładnie opadły wzdłuż talii. 
- No, popatrz. Jak mi Cię szkoda.- położyła dłoń na sercu, śmiejąc się przy tym szyderczo. Brunet gwałtownie zerwał się ze swojego miejsca, na co młoda Neumayer wrzasnęła, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem, rzucając się w ucieczkę przed bratem. 

Prychnęłam śmiechem przez płacz, niemalże dławiąc się własnymi łzami. Przyłożyłam poplamioną koszulkę do twarzy, by stłumić odgłosy wydobywające się z moich ust. Poczułam ten zapach perfum, do których nie wracałam od tamtego pamiętnego dnia. Kurewsko piękne i kurewsko mocne. 
Usłyszałam jak drzwi otwierają się, a do pokoju wchodzi młody Niemiec. Pośpiesznie otarłam wierchem dłoni mokre od płaczu policzki, po czym szybko wrzuciłam koszulkę do szafy, a wybrałam spodnie dresowe i zwykłą, luźną bluzkę na ramiączkach.
- Proszę, dla Ciebie. Tutaj obok jest łazienka, możesz się przebrać.- podałam szatynowi ubrania i wyszłam z pokoju.
- Ej, Ness. O co chodzi?- wybiegł za mną, by po chwili złapać mnie za ramie.
- O nic. Przebierz się.- syknęłam nawet na Niego nie spoglądając. Tak bardzo próbowałam powstrzymać spływające po policzkach łzy, jednak moje chęci nie miały żadnego znaczenia. Musiałam w końcu się wypłakać i opowiedzieć o tym komuś. Jednak wtedy nie byłam na to jeszcze gotowa. Nie wiedziałam czy mogę ufać Mario i czy jest na tyle poważnym facetem, aby zachować to dla siebie.
- Chodź tutaj.- powiedział i chciał mnie do siebie przytulić, jednak wyminęłam Go i szybko zamknęłam się w łazience. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Po moich policzkach spływały kolejne łzy.
Wdech.
Wydech. 
Wdech. 
Wydech.
Zawsze pomaga. 

Podobno miałaś być silna, no nie? 
Jasne.
Już nie pamiętasz? Przecież wszystko co się w życiu dzieje, ma jakiś cel.
Dzięki, mój mózgu. Nie musisz mi tego powtarzać na każdym kroku. Naprawdę nie mam sklerozy. 

Czasami naprawdę się zastanawiam, co jest ze mną nie tak. Od kiedy tylko pamiętam, wszyscy powtarzali mi, że jestem dziwna. Momentami nawet zaczynałam w to wierzyć, jednak wtedy z pomocą przychodził David i powtarzał: Jesteś po prostu inna. To nic złego. Oni wszyscy, po prostu Ci tego zazdroszczą. Nie musisz udawać kogoś innego, by być wyjątkową. I Oni to wiedzą, tylko żal Im dupę ściska. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Wzięłam kolejny wdech i wyszłam z łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Spojrzałam na szatyna, który siedział na oparciu kanapy, tępo patrząc w podłogę.
- Powiem Ci coś. I możesz mówić co chcesz, ale to wiem na pewno.- już chciałam Mu coś powiedzieć, jednak On kontynuował.- Wiesz po co są problemy?- spojrzał na mnie.- Żeby udowodnić temu pierdolonemu losowi, że zawsze dasz radę.- dokończył. Zaśmiałam się cicho.
- I wiesz co Ci jeszcze powiem? Może nie znam Cię tak dobrze jak Kuba i Agata, ale widzę, że jesteś silna. I nie wiem o co chodzi, ale wiem, że poradzisz sobie... Bo nie z takimi rzeczami dawałaś sobie radę, nie? To co? Teraz nie dasz?- patrzył na mnie tymi brązowymi oczami, które mogłyby rozkochać w sobie nie jedną dziewczynę. Jednak ja uodporniłam się na takie rzeczy. Nie ruszają mnie słodkie uśmieszki, piękne oczka, czy czułe gesty. Może kiedyś Wam to opowiem...


Następny dzień


Kolejny tydzień. Kolejny poniedziałek i kolejne osiem godzin spędzone w pracy. Nie powiem. Lubię swoją pracę. Mogę spotkać nowych ludzi, choć zwykle nie zamieniam z Nimi zbyt wiele słów. Jednak, kiedy pod koniec mojej zmiany, przychodzi taki.. ktoś i choć ma przed sobą kartę i zadaje tak bardzo idiotyczne pytania, to naprawdę człowieka może szlak jasny trafić.
Odetchnęłam głęboko, kiedy wyszłam z restauracji. Jedyne o czym w tamtej chwili marzyłam to moje łóżko. Tamten dzień był naprawdę męczący. Już dawno nie było tak dużego ruchu jak wtedy. Szłam szybkim krokiem do swojego mieszkania, by jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku. 
Kiedy byłam już pod blokiem, czym prędzej weszłam do klatki schodowej, ciesząc się, że za chwilę znajdę się w wymarzonym w tamtym momencie miejscu. Jednak mój entuzjazm szybko zgasł, kiedy zobaczyłam, siedzącego na schodach Maxa. Westchnęłam i ruszyłam. Jednak kiedy przechodziłam obok Niego, złapał mocno za moją nogę. Wzdrygnęłam się, prawie spadając z tych nieszczęsnych schodów.
- Puszczaj!- warknęłam, próbując Mu się wyrwać. Zaśmiał się szyderczo.
- Skąd wracasz kotku?- uśmiechnął się głupio. Zacisnęłam wargi w wąską kreskę, próbując nie dać się sprowokować. Cholerny dupek!
- Nie Twój zasrany interes.- wyrwałam się z Jego uścisku. Wstał.
- No powiedz. Tylko pytam.- zaśmiał się. 
- Spierdalaj.- syknęłam. Chciałam odejść, jednak ten złapał za moje ramie, tym samym nie pozwalając mi odejść.- Skoro tak bardzo interesujesz się moim życiem, to widocznie nie masz własnego.- uśmiechnęłam się szyderczo i czekałam na Jego odpowiedź.
- Nie, nie. Chciałem tylko skorzystać z Twoich usług, panienko Neumayer.
Dupek!
- Sugerujesz, że jestem dziwką?- spytałam szorstko, a kiedy tylko zobaczyłam jak kąciki Jego ust wędrują ku górze, moja cierpliwość się skończyła. Podniosłam rękę i zamachnęłam nią, uderzając w Jego lekko zaczerwieniony policzek, wkładając w to całą swoją siłę. Był zaskoczony. I co, Kastner? Nie spodziewałeś się, że panienka Neumayer potrafi tak uderzyć? Zaśmiałam się pod nosem i czym prędzej pobiegłam do swojego mieszkania, bojąc się tego co mogłoby się wydarzyć po tym co zrobiłam. 
Zamknęłam się w mieszkaniu, po czym zdjęłam kurtkę, wieszając ją na wieszaku, a buty położyłam przy szafce. Kiedy tylko znalazłam się w salonie, niemal od razu rzuciłam się na kanapę. Jednak w tej chwili naszła mnie ochota na domową pizzę. Tak, wiem. To nie jest zdrowe i Kuba nie byłby z tego zadowolony, no ale cóż. Patrzyłam tępo w biały sufit, nie mogąc się przełamać, żeby wstać. Brawo, Ness! Twoje lenistwo nie zna granic. I właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Wywróciłam oczami, nie zwracając uwagi na mojego niezapowiedzianego gościa. Chciałam choć chwilkę spędzić sama. Miałam po prostu ochotę pobyć sama. Tak po prostu sama. Nikt poza mną. Tylko ja i cztery ściany. Jednak mój gość nie miał zamiaru ustępować. Westchnęłam, zwlekając się z kanapy.
- Ness, kochana moja.- przytulił mnie Kuba, wchodząc do mojego mieszkania. 
- Co Wy tu robicie?- zapytałam przerażona widokiem kilku piłkarzy Borussii. Jak bardzo się ucieszyłam, kiedy nie dostrzegłam Reusa? Niesamowicie!
Jednak moja radość szybko została ugaszona, kiedy zobaczyłam wyłaniającego się blondyna z grupki mężczyzn. Wywróciłam oczami, po czym wróciłam wzrokiem do Błaszczykowskiego. Uduszę cholerę!
- Przyszliśmy skosztować Twoich bardzo, ale to bardzo smacznych konfitur.- uśmiechnął się radośnie. Zaśmiałam się głośno.
- Mówisz poważnie?- zaczesałam włosy za ucho.
- Wyglądam jakbym żartował?- spojrzałam na chłopaków, uważnie lustrując Ich miny. Westchnęłam, zakładając na siebie bluzę.
- Rozgośćcie się.- wpuściłam piłkarzy do środka, a sama wychodząc zabrałam z jednej z półek klucze do piwnicy i wyszłam.
- Reus idź z Nią, bo się jeszcze zgubi.- sarknął Kuba. Wywróciłam oczami. Wiedziałam, że robi to specjalnie. Bardzo dobrze wie, że nie cierpię wielmożnego pana Marco Reusa i chce nas.. jakby to powiedzieć.. pogodzić? Nie uda Ci się to, braciszku!
- Nie potrzebuję ochroniarza.- uśmiechnęłam się lekko i wyszłam.
Roześmiałam się głośno, kiedy usłyszałam słowa rudego blondyna.. Aż tak jesteś zadufanym w sobie piłkarzyną?


Od autorki: Dobry wieczór! Jak Wam mija sobotni wieczór? Może znajdziecie chwilkę, aby skomentować mój rozdział? To niesamowicie motywuje, a mi jest motywacja cholernie potrzeba, bo stanęłam na 7 rozdziale i nie mam weny... Więc jak? Zmotywujecie trochę?

Błagam, tylko nie uduście mnie za początek.. Jestem niewinna! To.. tak wyszło ;d

Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za 6 komentarzy po trójką! Buziaki! 💋💋

poniedziałek, 11 stycznia 2016

03

Rzucić los w nieznane
Tańczyć nieprzerwanie
Cieszyć się każdą z chwil


Kocham dni kiedy wszystko układa się po mojej myśli. Tak było i wtedy. Weszłam do szkoły w cudownym nastroju, jednak kiedy zobaczyłam szkolną divę, mizdrzącą się do kolejnego, naiwnego chłopaka, westchnęłam z politowaniem. Marnujesz swój czas, chłopcze. Trzeba być naprawdę ślepym, żeby polecieć na takie coś jak Ashley.
- Na co się gapisz Ness?- zapytała, wręcz zabijając mnie wzrokiem.
- Na Twój krzywy uśmiech?- zachichotałam, wymijając panienkę Lewis.
- Jeszcze chwila, a Twój nie będzie taki prosty.- warknęła, zagradzając mi drogę.
- Serio chcesz się spotykać z taką suką?- zaśmiałam się do chłopaka, opierającego się o ścianę. Bycie pyskatą dziewczyną w mojej szkole dawało minimalne szanse na przetrwanie. Inaczej byłaś nikim. Nikt się z Tobą nie liczył. Trzeba umieć się bronić. Proste, no nie?
- Ja przynajmniej jakoś się ubieram..- zaśmiała się sztucznie, dokładnie lustrując mnie swoim wzrokiem. Czy ja się dopieprzam do Jej ubioru?
- Nie mam zamiaru robić z siebie pani lekkich obyczajów, ubierając się w takie szmaty.- spojrzałam na Jej ubrania.
- Mam co pokazywać..
- Płaski tyłek i małe cycki? Naprawdę, jest co pokazywać.- zaśmiałam się szyderczo. Dziewczyna tylko burknęła coś pod nosem z niezadowoleniem, wymijając mnie i odchodząc ze swoim nowym chłopakiem i swoimi "podwładnymi".
- Life is brutal, baby.- szepnęłam do siebie, uśmiechając się. Po chwili podeszła do mnie Marie - moja najlepsza przyjaciółka. 
- Poleciałaś.- uśmiechnęła się szeroko, przybijając ze mną żółwika, po czym przytuliła mnie na powitanie jak zawsze to robi. Z Marie poznałyśmy się na pierwszym roku studiów. Jest w moim wieku i chodzi do równoległej klasy. Tyleże na medycynę. Jest cholernie ambitna i szczera. Od razu ją polubiłam. Nikogo nie udawała, jak robiła to większość osób w tej szkole. Jest strasznie rozgadana i zatrzymać Ją to wielka sztuka. Naprawdę. 

Po długich i jakże męczących wykładach, poszłyśmy z Marie na mały shopping do Centrum Handlowego. Blondynka musiała kupić sobie sukienkę na wesele swojego starszego brata, które miało odbyć się za niecały miesiąc. Niemka była strasznie podekscytowana. Czasem nawet bawiło mnie to, jednak za wszelką cenę nie chciałam dać po sobie tego poznać. Marie cały czas nadawała, nie potrafiła się zamknąć. Nie widziałyśmy się ledwo dwa dni, a Ona miała mi tyle do powiedzenia, jakby to był miesiąc. Słuchałam blondynki, nie do końca dopuszczając do siebie Jej słowa. Dzisiaj w ogóle nie mogę się skupić i jestem strasznie roztargniona.
Jak bardzo byłam zdziwiona, kiedy zobaczyłam Marco z jakąś śliczną, wysoką, blondynką? Sylwetkę miała jak modelka. Piłkarz kłócił się z Nią, żywo gestykulując rękoma. Ta po chwili uderzyła Go wyprostowaną dłonią w twarz i szybkim krokiem odeszła. Oh, jak mi Cię szkoda..
- Ness, słuchasz mnie jeszcze?- zapytała Nelson, przyglądając mi się uważnie. 
- Jasne!- przytaknęłam, kiwając głową. Spojrzałam na Reusa i wnet On zrobił to samo. Przyglądał mi się przez chwile i kiedy zorientował się, że ja również patrzę na Niego, uśmiechnął się sztucznie. Odwrócił wzrok i poszedł w przeciwną mi stronę. Uniosłam brew, nie rozumiejąc Jego zachowania. Przecież to Reus. Marco Reus. Jego nie da się zrozumieć.
- Co jest?- zapytała blondynka, szturchając mnie ramieniem. 
- Nic. Chodźmy tutaj.- wskazałam jeden z wielu sklepów, które mieściły się w zasięgu mojego wzroku.

Po kilkugodzinnych poszukiwaniach kreacji dla blondynki, usiadłam na jednym z wielu krzesełek, wzdychając. Marie nadal chodziła po sklepie, resztkami sił, szukając czegoś, co spodobałoby się Jej. Ja miałam już dość. Jednak wtedy zobaczyłam na wystawie w sklepie naprzeciw piękną sukienkę. Była idealna. Już widziałam w niej blondynkę.
- Marie!- krzyknęłam do blondynki i popędziłam do sklepu. Dosyć szybko znalazłam odpowiedni rozmiar i dałam sukienkę przyjaciółce. Usiadłam naprzeciw przymierzalni, czekając aż Niemka wyjdzie z niej.- Wow!- wydusiłam, kiedy zobaczyłam dziewczynę w pięknej, błękitnej, idealnie na Niej leżącej sukience. 
- I jak? Może być?- obróciła się kilka razy wokół własnej osi, śmiejąc się. 
- Jest idealnie.- rzekłam, patrząc na śliczną blondynkę. Ma wszystko. Urodę, kasę, charakter, ambicje i wielu adoratorów. Oho, o wilku mowa.
- Marie, błyszczyk.- zachichotałam, widząc idącego w naszą stronę chłopaka. Blondynka spojrzała na mnie niezrozumiale. Poruszyłam brwiami znacząco, a wtedy podszedł do nas Chris, witając się z Marie słodkim buziakiem w policzek. Oni są tak słodcy, a nie potrafią się odnaleźć. Ona czuje coś do Niego, a On do Niej. To tak proste. Przecież to widać na kilometr. Nie rozumiem czemu blondynka nie chce zaprosić Go na wesele swojego brata jako osobę towarzyszącą. To bardzo by ich do siebie zbliżyło. Jednak Marie twierdzi, że nie ma zamiaru robić pierwszego kroku, choć bardzo Jej zależy na przystojnym chłopaku.
Kiedy w końcu Chris odkleił swój wzrok od blondynki, przywitał się ze mną. Kątem oka zobaczyłam jak moja przyjaciółka się rumieni, uśmiechając się słodko.
- A co Ty Marie, na sylwestra sukienkę już kupujesz?- zażartował.- Aczkolwiek wyglądasz całkiem nieźle.- dodał, spotykając się z miażdżącym spojrzeniem dziewczyny. 
- No dzięki.- założyła ręce na piersi. Zaśmiał się zabawnie, powodując, że i ja zaczęłam się śmiać. 
- Żartuję. Wyglądasz zniewalająco.- wyznał.
- Zaproś Go! Teraz! Now!- gestykulowałam rękoma, szepcząc do blondynki. Kiedy zorientowałam się, że chłopak odwraca się w moją stronę, zaczęłam przeglądać koszulki.
- Ładna, nie? No ale nic! Na mnie już pora!- powiedziałam szybko i podeszłam do Marie.- Powodzenia!- puściłam Jej oczko, żegnając się całusem w policzek. Dwudziestoparolatka bardzo dobrze wiedziała o co mi chodzi. Odchodząc, pomachałam do zakochanych i wyszłam. Czyli powrót do rzeczywistości. Cztery ściany i sterta książek, czekająca na to, aż ktoś się w końcu nimi zaopiekuje. Czasem naprawdę miałam dość studiów.
Kiedy stałam na ruchomych schodach, zjeżdżając w dół, aby wyjść już z Centrum Handlowego, nagle poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię. Mało brakowało, a spadłabym z tych nieszczęsnych schodów. Wyrwałam rękę z uścisku nieznajomego, by za chwilę spojrzeć na tego idiotę, który narobił mi tyle strachu.
- Hej, Ness! To ja.- zaśmiał się. 
- Hej, Mario! Jesteś porąbany, mówił Ci to już ktoś?- odparłam takim samym tonem jak chłopak. 
- Tak, wiem. Wszyscy mi to powtarzają.- uśmiechnął się szeroko. 
- Zaczynam się Ciebie bać. Śledzisz mnie czy jak?- zachichotałam. 
- Jasne. Śledzę Cię od kilku dobrych dni, a kiedy nadarzy się okazja zaciągnę Cię w jakąś ciemną uliczkę i zgwałcę.- spojrzałam na Niego przerażonym wzrokiem.- No błagam. Serio tak myślisz?- zapytała, a Jego mina momentalnie się zmieniła. Roześmiałam się głośno, a zaraz za mną szatyn.
- Co tutaj robisz?- zapytałam, kiedy przestałam się śmiać. 
- Miałem zamiar kupić sobie lapka, bo poprzedni niespodziewanie mi się zepsuł, jednak nic z tego.- odpowiedziała, kiedy już zeszliśmy z taśmy. 
- Ja już muszę lecieć, Mario.- powiedziałam i chciałam się już pożegnać z szatynem, jednak ten rzucił całkiem interesującą propozycję.
- Może.. Dasz się namówić jeszcze na najlepszą kawę jakąkolwiek piłaś?
Halo, Ness! Sterta książek, czekająca w domu!
- Z chęcią.- powiedziałam, a rozum już mnie karcił. Dziewczyno, gdzie Twoje racjonalne myślenie?
Poszło się jebać? A może na romantyczny spacer z ukochanym?
Jak wcześniej mówił Mario, piłam najlepszą kawę w życiu. Na pewno przyjdę tutaj jeszcze nie raz. Bardzo długo rozmawialiśmy i cholera, ale.. Przyznaję, nie jest taki zły jak wcześniej sądziłam. Całkiem fajny z Niego facet. Zabawny i bardzo śmiały. Wiecie co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? To, że w Jego towarzystwie czułam się bardzo dobrze. Tak jakbym znała Go kilka dobrych lat.
Kiedy postanowiłam się zbierać, szatyn chciał mnie odprowadzić, jednak ja stanowczo zaprzeczyłam, mówiąc, że sobie poradzę. Zwyczajnie nie chciałam robić Mu kłopotu. Wyszliśmy z Centrum i spotkaliśmy się z niezbyt miłym- przynajmniej dla mnie, widokiem. Padał deszcz. Spojrzałam na Mario i zaśmiałam się głośno z naszego szczęścia. Niestety chłopak był na pieszo, ponieważ jak wcześniej mówił Jego samochód jest w naprawie.
Niespodziewanie Niemiec złapał mnie za rękę i zaczął biec w kierunku mojego domu. Zachichotałam cicho. Biegliśmy dosyć długo, jednak chyba niepotrzebnie. Oboje myliśmy tak przemoknięci, że chyba nie było na nas ani jednej, suchej nitki. Zatrzymałam się, nie potrafiąc złapać swobodnie oddechu. 
- Nie mogę..- szepnęłam. 
- Słabą masz kondycję.- zaśmiał się.
- Spadaj.- rzuciłam, podnosząc na Niego wzrok. Stanęłam na prostych nogach, czując jak krople deszczu odbijają się od mojego ciała. Podniosłam głowę, patrząc w niebo. Było takie piękne. Zachmurzone, a jednak piękne. Zamknęłam oczy i rozłożyłam ręce, by jak najbardziej rozkoszować się tą chwilą. Było tak cholernie cudownie. Jakbym była tylko ja. Czułam jak duże krople deszczu, gwałtownie uderzają o moją twarz. Jednak nie przeszkadzało mi to. Nagle poczułam jak chłopak łapie mnie w pasie.
- Mario!- zaśmiałam się, obejmując Go ramionami. Jednak po chwili znów rozłożyłam ręce, a szatyn obrócił nas kilka razy wokół własnej osi. Zaśmiałam się, a za mną Niemiec. Czułam się tak beztrosko. Zatrzymał się, a ja objęłam Go ramionami, zarzucając ręce na Jego szyję. Cały czas mnie obejmował, trzymając blisko siebie. Rozchyliłam lekko wargi, by zaczerpnąć powietrza, jednak wtedy dostrzegłam jak Jego wzrok utkwił na moich ustach. Spojrzałam na Jego wargi, które aż prosiły się o pocałunek...


Od autorki: Witam ponownie! Na początek chciałabym bardzo podziękować za 9 komentarzy.. I muszę Wam powiedzieć, że właśnie przekroczyłyście 1000 wyświetleń! Bardzo mnie to cieszy!
To cudowne uczucie, kiedy na twoim blogu pojawiły się dwa rozdziały, prolog i bohaterowie, a jest już tysiąc wyświetleń! Dziękuję ♥

A w zakładce drugoplanowi znajdziecie bohaterów, którzy pojawili się w tym rozdziale! Zapraszam! ☺

Macie już ferie czy jeszcze męczycie się w szkole? Mnie czeka jeszcze miesiąc męczarni w szkole, z nauczycielami, którzy zasypują nas kartkówkami i ludźmi, na których widok mam ochotę się roześmiać. Ale cóż poradzić?

To jak? Do następnego? Pozdrawiam! ☺

czwartek, 7 stycznia 2016

02

To tylko krok, by pomyśleć i się cofnąć 
Zatrzymać w gardle słowo, które może kogoś dotknąć 
Czasem nie wolno odpuścić i stanąć z boku 
Bo w życiu są sprawy dużo ważniejsze niż spokój


Wyskoczyłam z klatki schodowej, spotykając się z niemiłym widokiem. Padał deszcz. Nie cierpię. Nienawidzę. Okropieństwo.
Założyłam na głowę kaptur i ruszyłam do supermarketu. Musiałam w końcu zrobić jakieś zakupy, bo moja lodówka od kilku dobrych dni świeciła pustkami. Supermarket znajdował się dość daleko od mojego domu, dlatego dojście do niego zajęło mi trochę czasu. Jednak, kiedy już do niego dotarłam, szybko włożyłam do koszyka potrzebne produkty i skierowałam się do kasy. Zapłaciłam, spakowałam produkty i wyszłam, kierując się do swojego mieszkania. Miałam dziś bardzo dobry humor i nie zamierzałam się z tym ukrywać. Wyszłam z budynku, nucąc pod nosem, jedną z wielu piosenek, które uwielbiałam. Będąc już blisko swojego mieszkania, poczułam jak ktoś mnie szturcha mocno ramieniem. Odwróciłam się gwałtownie w stronę nieznajomego, a moje serce nagle przyśpieszyło swój rytm. Oh, ja i moje zajebiste szczęście.. Nie ma co.
- Jak miło Cię widzieć, po tak długim czasie.- sarknął. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Było mi tak wstyd. Chciałam odejść, jednak On złapał mnie gwałtownie za rękę, przyciągając do siebie. Syknęłam z bólu.
- Puść.- warknęłam.
- David przesyła Ci pozdrowienia z góry.- szepnął, unosząc wzrok i spoglądając w niebo.
- Nie waż się więce..- nie pozwolił mi dokończyć.
- Bo co?- przejechał kciukiem po moim policzku. Strzepnęłam jego dłoń.- Był tchórzem.- dodał.
- Zamknij się.- warknęłam zła do granic możliwości.
- Tchórz.- szepnął.
Gwałtownie złapał za mój nadgarstek, kiedy moja ręka wędrowała w stronę Jego twarzy.
- Zniszczę Cię. Będziesz cierpieć tak jak ja..
- Nie możesz. Nie zrobisz tego.
- Kochanie.. Mogę więcej niż Ci się wydaje.- prychnął.
- Nie zrobisz tego.- powtórzyłam, jakby w transie.
- Jesteś dokładnie taka sama jak David.- zaśmiał się szyderczo.
- Zamknij ryj.- warknęłam ostro, nie mogąc się pohamować.
- Gdzie podziała się ta dziewczyna, którą tak bardzo pokochałem, co? No gdzie?- patrzył mi prosto w oczy.
- Może się pogubiła, hmm?
- Gówno prawda.- syknął, po czym ostrzegł mnie jeszcze raz i jak gdyby nigdy nic odszedł, zostawiając mnie na środku chodnika. Byłam roztrzęsiona. Nikt nie ma prawda tak o Nim mówić. Nikt. Był i jest dla mnie najważniejszy. Nie wyobrażałam sobie życia bez Niego. Był jedyną osobą, którą kochałam tak bardzo jak Jego.
Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Tyle czasu minęło od Jego śmierci, a mnie nadal jest tak trudno dopuścić do siebie tę wiadomość. Dlaczego, właśnie On? Dlaczego?
- Ness!- usłyszałam krzyk swojego imienia. Odwróciłam głowę i ujrzałam biegnącego w moją stronę chłopaka. Na chwilę moje serce przestało bić, kiedy zobaczyłam nadjeżdżający samochód. Przed oczami już miałam nieprzytomnego szatyna. Jednak ten sprawnie ominął samochód i czym prędzej przebiegł przez pasy, by później być już obok mnie.
- Ness, Ty..
- Możesz.. po prostu mnie przytulić?- chlipnęłam. Moje ciało gwałtownie zderzyło się z Jego umięśnionym torsem. Głośno zaczerpnęłam powietrza. Mocno zacisnęłam powieki, by kolejne łzy nie spływały po moich policzkach. 
- Oh, Mario..
Nie wiem co się ze mną stało. Jak mogłam się tak rozpłakać? Szatyn stał przy mnie, nic nie mówiąc. Po prostu przytulał. Zrobiło mi się strasznie głupio. Niesamowicie się rozkleiłam. Odsunęłam się od szatyna, spuszczając wzrok.
- Ja.. Przepraszam Cię, nie wiem.. Ja...- zamotałam się. Podniosłam z ziemi torbę z zakupami i chyba chciałam odejść. Chyba? Kompletnie nie wiem co chciałam zrobić.
- Ta Ness płacze? No błagam.- zaśmiał się cicho. Moja mina zrzedła. Naprawdę w takim momencie miał czelność się ze mnie śmiać?- Przepraszam.- dodał szybko. 
- Muszę iść.- odparłam pewnie i miałam już odchodzić, kiedy złapał mnie za rękę. 
- Odprowadzę Cię. 
- Nie.- zaprotestowałam niemal natychmiast. Jednak On nic sobie nie zrobił z moich słów i ruszył za mną. Szliśmy w ciszy. Nie miałam zamiaru się do Niego odzywać. Powód był jasny. Nie miałam o czym z Nim rozmawiać. 
- Co się stało?
- Nic.- odpowiedziałam szorstko. 
- Nie jestem takim głupcem, za jakiego mnie uważasz.- czułam Jego wzrok na sobie. Uniosłam wzrok i uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam jak kąciki Jego ust unoszą się.- Czyli jednak potrafisz się uśmiechać.- puścił mi oczko.
- Umiem... A co nie zauważyłeś?
- Chyba jestem mało spostrzegawczy.- zaśmiał się.
- Zauważyłam.

Kiedy dotarliśmy pod mój blok, podziękowałam Mario za odprowadzenie i weszłam do klatki schodowej. Tam jak co wieczór siedział Max i pił piwo. Westchnęłam ciężko, ponieważ wiedziałam, że będzie szukał zaczepki. Kiedyś tak się z Nim pokłóciłam, że myślałam nawet nad zmianą mieszkania, jednak skończyło się to tylko na myśleniu. Podeszłam do windy, jednak na moje nieszczęście widniała na Niej karteczka z napisem "Nieczynna do odwołania".
- Co jest Ness?- zagadnął. Próbowałam udawać, iż nie słyszałam Jego słów, jednak On najwyraźniej zauważył, że chcę Go po prostu olać, więc wstał.
- Przepuść mnie.- syknęłam.
- Humorek nie dopisuje, księżniczce?- zaśmiał się złośliwie.
- Spierdalaj, Kastner.- warknęłam, odpychając Go od siebie. Odpuścił. Zastanawiacie się może dlaczego? Oh, to proste. Nie był jeszcze dobrze wstawiony. Odetchnęłam głęboko, kiedy byłam piętro wyżej.
Zajebiście! Codziennie zapierdalać na dziewiąte piętro, minimum dwa razy. Takie szczęście to mam tylko ja. Gdyby żył David, pewnie by mnie wyśmiał i powiedziałby: "Takie szczęście to mam tylko ja. Ness, no błagam. Nie użalaj się nad sobą." Zaśmiałam się do siebie.

Czy tęsknię? Cholernie mocno.

Weszłam do mieszkania, zdejmując buty i włożyłam je do szafki. Zdjęłam kurtkę i podążyłam do kuchni, po drodze rzucając swoją torbę na kanapę w salonie. Położyłam torebkę z zakupami na blacie, by po chwili zacząć je wypakowywać. Przyznam szczerze, że moja lodówka w końcu zaczęła jakoś wyglądać. Kiedy skończyłam złapałam za jogurt i usiadłam w salonie, włączając telewizor. Jednak nie dane było mi spokojnie zjeść, ponieważ usłyszałam krzyki z dołu. Pewnie puściłabym to koło uszu, gdyby krzyki się nie nasilały. Uroki mieszkania w bloku. Westchnęłam, po czym odłożyłam jogurt na stolik, kierując się w stronę drzwi. Otworzyłam drzwi, opierając się o framugę. Pokręciłam głową z politowaniem.
- Tak, oczywiście... Nie, nie musi się pani powtarzać. Tak, tak... Zrozumiałem.. To do widzenia...- zakończył.- Miło było poznać.- dodał odwracając się w moją stronę. Jak bardzo komicznie wyglądała Jego mina? 
- Boże!.. Ratuj, błagam.- złożył ręce jak do modlitwy, niemal od razu wchodząc do mojego mieszkania. Na pożegnanie rzucił jeszcze udawany uśmieszek do mojej nieco starszej i lekko gburowatej sąsiadki. Zatrzasnął drzwi, prawie przytrzaskując mi palce u dłoni. Niemal od razu, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Tak bardzo śmieszyła mnie mina Mario.
- Miło było poznać.- powiedział szeptem, głośno oddychając. Zaśmiałam się, a zaraz za mną szatyn.
- Skoro moja przemiła sąsiadka dała Ci już spokój, to możesz swobodnie wyjść.- mruknęłam. Mina Mario była zniewalająca.- Żartuję.
- Przecież wiem, że tylko czekałaś, aż przyjdę.
- Nie zachwycam się Tobą, aż tak.- wzruszyłam ramionami, wchodząc wgłąb mieszkania.- Idziesz czy będziesz tak stał?- wychyliłam się zza ściany, spoglądając na Niemca. 
- A jednak. Chcesz mnie.- poruszył zabawnie brwiami. 
- Tak. Chcę. Cię.- dokładnie zaakcentowałam każde słowo. 
- Oh, nie widzę problemu.- złapał mnie za biodra i posadził na blacie kuchennym. 
- Będziesz mój?
- A Ty tylko moja?- zapytał, uważnie patrząc mi w oczy. Oboje niemal w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem. Zeskoczyłam z blatu, ocierając się o chłopaka. Zaczerpnęłam głośno powietrza. Spojrzał na moje lekko rozchylone wargi. Speszyłam się. Cholera. Ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego i powiem szczerze, że nie podoba mi się to. 
- Czego się napijesz?- spytałam, odwracając się tyłem do chłopaka, by po chwili wyjąć szklanki z szafki.
- Kawy.- odpowiedział szybko. W Jego głosie słyszalne było rozbawienie.
- Co Cię tak śmieszy?- zapytałam szorstko, odwracając się w Jego stronę. Siedział na krześle przy małej wysepce.
- Nic, nic.- roześmiał się. Wywróciłam oczami, po czym odwróciłam się do Niego tyłem i wsypałam kawy do szklanek.
Nie zwracając uwagi na szatyna, poszłam do salonu, rozsiadając się na kanapie i biorąc do ręki jogurt. Wzięłam pilot i zaczęłam skakać po kanałach, w poszukiwaniu czegoś fajnego.
- Chamsko z Twojej strony.- oburzył się, po czym jak gdyby nigdy nic położył się na kanapie, kładąc głowę na moich kolanach.
- Jasne, nie krępuj się.- sarknęłam. Zabrał mi pilot i włączył jakąś bajkę.- Bez jaj!
- No, nie mów, że nie lubisz. Przecież to klasyk.- powiedział, spoglądając na mnie kątem oka. 
- Jasne. Tom i Jerry.- wywróciłam oczami.
- Najlepsze lata mojego dzieciństwa.- rozmarzył się.
- Nie każdy miał takie super dzieciństwo jak Ty.- burknęłam z niezadowoleniem, wstając. Ruszyłam do kuchni, by zalać kawy. 
- O czym mówisz?- ruszył za mną.
- Nieważne.
- Powiedz.- złapał mnie za rękę, odwracając w swoją stronę.
- Nieważne.- powtórzyłam.- Mówię o tym, że nie każdy miał super dzieciństwo. I tyle.


Od autorki: Hej, hej! I jak drugi rozdział?
Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że poświęciłyście wszystkie chwilę czasu i skomentowałyście! To dla mnie wiele znaczy! Naprawdę dziękuję z całego serca ♥

A jak minął Wam Sylwester? Zabalowałyście? Święta się już skończyły, wolne od szkoły również, więc trzeba wziąć się do nauki! Mnie nauczyciele już męczą kartkówkami czy sprawdzianami..

Do zobaczenia kochani! ♥

niedziela, 3 stycznia 2016

01

To rytuał, który codziennie odkrywamy na nowo. 

Zapukałam do drzwi pięknego i całkiem skromnego domu. Miałam nadzieję, że właściciel w miarę szybko pofatyguje się do drzwi, ponieważ nie miałam nawet najmniejszej ochoty stać przed nimi jak idiotka. Miałam zły dzień i lepiej po prostu było nie wchodzić ze mną w głębszą dyskusję. Przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał, dlatego usiadłam na jednym ze schodków, wyciągając z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Wyciągnęłam jednego i włożyłam do ust. Wyjęłam zapalniczkę i jednym, zwinnym ruchem zapaliłam szluga. Zaciągnęłam się, zapominając o problemach. Niesamowicie mnie uspokajają. Są moim osobistym lekiem na nerwy. 
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, otwierających się drzwi. Wypuściłam dym. Westchnął głęboko, po czym usiadł obok mnie, wcześniej zamykając skrzydło. 
- Nie truj się. Nie warto.- zabrał mi fajkę i sam włożył ją do ust, nieźle się zaciągając, by po chwili wypuścić dym. Zaśmiałam się, a ten jak gdyby nigdy nic rzucił mojego papierosa na ziemię i zdeptał. O co Mu chodzi? Nie zna, a ma zamiar mnie pouczać? I może myśli, że się Go posłucham? Pff...
- Mamusia Cię nie nauczyła, że nie należy wpierdalać się w nie swoje sprawy?- warknęłam, wstając. Byłam wściekła. Idealny chłopczyk. Weszłam do domu, nie zwracając uwagi na bruneta, którego imienia nawet nie znałam.. Coś czuję, że ten wieczór nie będzie jednym z najlepszych, jak wcześniej sądziłam.. 
Ściągnęłam buty i kurtkę, wchodząc wgłąb mieszkania. Po chwili przywitała mnie całkiem wysoka blondynka. Ruszyłyśmy dalej.
- Oho! Spotkanie koła czarownic.- powiedziałam, uśmiechając się do Polki, na co cicho zachichotała. Usiadłam obok Kuby, szturchając Go ramieniem. Na Jego twarzy niemal od razu pojawił się szeroki uśmiech. 
- Jednak jesteś.- szturchnął mnie ramieniem. 
- Jak widać.- uśmiechnęłam się szeroko, robiąc dokładnie to samo co On. 
- Widzę humor dopisuje, Ney.- rzucił Reus, wyraźnie akcentując ostatnie słowo z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam na Niego przenikliwym spojrzeniem. Nienawidzę, kiedy tak do mnie mówisz, Reus. Wyraźnie chce mi dogryźć. Oh, Marco. Nie tym razem.. Zaśmiałam się tylko w odpowiedzi. 
Rozmawiając z Agatą, zobaczyłam wchodzącego do salonu szatyna. Spojrzałam na Niego przelotnie, co ten od razu wychwycił. Usiadł na fotelu, tuż obok kanapy, na której siedziałam, wlepiając we mnie swój wzrok. 
- Ney, poznaj Mario. Mojego najlepszego przyjaciela.- zwrócił się do mnie farbowany blondyn z głupim uśmieszkiem. Już otwierałam usta, by Mu odpowiedzieć - rzecz jasna chamsko, jak to mam w zwyczaju, jednak wnet odezwał się Jego przyjaciel. 
- Już się poznaliśmy.. Prawda, Ney?- spytał, opierając swoją głowę o rękę, podpartą na łokciu. Oczy wszystkich były zwrócone na Nas. 
- Ness.- poprawiłam Go.- A Ty lamo, nie waż się więcej tak do mnie mówić.- zwróciłam się do blondaska.
- Oh, bo co mi zrobisz?- prychnął kpiąco, przeczesując swoje idealnie uczesane włosy. Wstałam. 
- Nie chcesz wiedzieć.- odrzekłam.
- Jesteś tego pewna?- wstał, zbliżając się do mnie. Skinęłam głową.- Chcę.- odparł, pewny siebie, spoglądając na.. Jak On tam miał? Mario? Blondyn poruszył zabawnie brwiami, wyraźnie nic nie robiąc sobie z moich słów. Mario zaśmiał się tylko, spoglądając na mnie przelotnie. Oh, wedle życzenia. Nie miałam zamiaru bawić się z Nim w kotka i myszkę. Jeszcze mnie nie poznał.. I nie wie, że z Ness Nicole Neumayer się nie zadziera. 
Na moje nieszczęście Kuba szybko zareagował i złapał za moją rękę, która wędrowała w stronę twarzy blondyna. Oh, jakie On ma cholerne szczęście.
- Ness!
Uniosłam brew, odważnie patrząc w oczy Reusowi. Nie mam zamiaru Mu odpuścić. Jeżeli On nie odwróci wzroku, ja na pewno nie zrobię tego pierwsza.
- Daj spokój Marco.- obok piłkarza, niemal od razu pojawił się Jego przyjaciel, próbując Go odciągnąć ode mnie i usadzić obok siebie. Jak to idiotycznie brzmi, nieprawdaż? Uległ Mu.
Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Kocham wygrywać i powiem szczerze, że ostatnio przychodzi mi to bardzo łatwo. 
- Graj i bez scen.- odrzekł poważnie Kuba, wręczając mi pada. 
- Da się zrobić.- uśmiechnęłam się w Jego kierunku, puszczając mu oczko. Zaśmiał się, na co odpowiedziałam Mu tym samym. 
Przegrałam mecz, jednak nic sobie z tego nie zrobiłam. To nic nie znacząca gra. Wstałam, kierując się do kuchni. 
- Idziesz do kuchni?- zapytał Reus, na co przytaknęłam.- Przynieś mi piwo.- dodał, na co głośno się zaśmiałam.
- Bozia, nóżki dała. Dupę ruszyć chyba możesz, nie?
Wyjęłam dosyć wysoką szklankę, nalewając do niej wody mineralnej. Usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej, powoli sącząc wodę. Kiedy nagle do pomieszczenia wszedł szatyn. Otworzył lodówkę, wyjmując z niej puszkę piwa. 
- Chcesz?- zagadnął. 
- Nie piję.
- W ogóle?
- W ogóle.- odpowiedziałam.
- Może jednak? Każdemu się należy.- irytował mnie.
- Jesteś upierdliwy.- wywróciłam oczami.
- Jesteś stąd?- zignorował moje słowa.- Nigdy wcześniej Cię tutaj nie widziałem. 
- Polecam okulistę.- syknęłam. 
- Wyszczekana.- stwierdził.
- Przeprowadziłam się tu z Essen, pasuje?
- Czemu?
- Nie powinno Cię to interesować, jasne?- zdenerwowana, odstawiłam szklankę z niewielkim hałasem, co spotkało się z niemałym grymasem na twarzy Niemca. Nikt oprócz Kuby nie zna powodu, dla którego przeprowadziłam się do Dortmundu. Nawet On nie zna całej prawdy. Więc czemu miałabym mówić o tym właśnie Mario? 

Weszłam do salonu, co od razu skomentował Marco, głupim tekstem. Jak zwykle musi otworzyć swój niewyparzony ryj. 
- Pierdol się, Reus. Nie mam ochoty na żarciki.- warknęłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i niestety musiałam usiąść obok tego kretyna, ponieważ tylko obok Niego było wolne miejsce. Zgromiłam Go ostrzegawczym spojrzeniem.
- Co oglądacie?
- Grave Encounters.- odpowiedział mi Łukasz, włączając film.
- Zgaduję, że horror.
- Jeszcze takiego nie oglądałaś.- dosiadł się do nas Mario, siadając na podłodze tuż obok kanapy. Spojrzałam na Niego przenikliwie, na co ten uśmiechnął się uroczo i puścił mi oczko.

Po kilku godzinach spędzonych u Błaszczykowskich, postanowiłam zbierać się do siebie. Myśl wczesnego wstania rano nie dawała mi spokoju. A to, że muszę siedzieć na uczelni do późnej godziny przeraża mnie.
- Wpadnij jutro.- puściłam oczko do Agaty.- Weź Oliwię i pogadamy sobie trochę, bo dzisiaj.. sama wiesz.- zachichotałam. 
- Jasne.- uśmiechnęła się i na pożegnanie przytuliła mnie.
- Wychodzisz już?- usłyszałam głos szatyna, który zakładał właśnie buty. Wywróciłam oczami. 
- Nie widać?
- Spoko, nie wyżywaj się na mnie.- uniósł ręce w geście obrony, po czym pożegnał się z Agatą i wyszedł.
- Nie podoba mi się On.- stwierdziłam.
- Daj spokój. To fajny facet.- uśmiechnęła się szczerze.
Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę swojego mieszkania. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty wychodzić z tego domu. Wizja samotnego wieczoru niezbyt mi się uśmiechała. Zrobiłam to tylko, dlatego że muszę być wyspana i przygotowana na jutrzejszy dzień. Jednak kiedy przed oczami pojawił się uśmiech osoby, dla której robię to wszystko, od razu lepiej się poczułam. Tak cholernie mi Go brakuje.. Nabrałam głośno powietrza, by uspokoić się. Pomogło. Jak zawsze. 


Od autorki: Witam Was bardzo! Oto pierwszy rozdział! I jak? Podoba Wam się? Liczę na Wasze opinie, które by mnie bardzo zmotywowały!
Mam jeszcze kilka pytań ☺ Odpowiada Wam taka długość rozdziałów? Następne rozdziały będą troszkę dłuższe, ten musiałam uciąć w tym momencie ☺ A gify? Nie przeszkadzają Wam? Chciałabym, żebyście wyrazili swoją opinię dotyczącą rozdziału i przy okazji odpowiedzieli mi na te pytania!
To jak? Widzimy się za kilka dni? Do zobaczenia!