piątek, 5 lutego 2016

07

To samo miejsce, ten sam zmęcony strach
Wśród tłumu ludzi odbijam się od dna



- Raczej nie mamy o czym rozmawiać. Powiedziałaś to co myślałaś..- powiedział obojętnie i chciał odejść, ale złapałam Go za rękę. Nie mogłam tak tego zostawić. Za bardzo zależało mi na przyjaźni z blondynem. 
- Naprawdę nie wiem.. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło. Byłam rozzłoszczona, Reus tak bardzo mnie zdenerwował, że nie potrafiłam się uspokoić.. Nie myślę tak. Nigdy taka myśl nawet nie przeszła mi przez głowę. Jestem głupia. Wiem, że Cię zawiodłam, ale.. Strasznie mi na Tobie zależy, Kubuś..- po moich policzkach popłynęły łzy, które szybko wytarłam. Podobno miałaś być silna.
- Chodź tu do mnie.- przytulił mnie mocno do siebie.- I nie płacz, Głuptasku.- ucałował mnie w czubek głowy. Powoli piłkarze zaczęli wychodzić z szatni, więc i Kuba postanowił już pójść. Powiedział, że spotkamy się po treningu i jeszcze porozmawiamy. Ja tylko przytaknęłam i odchodząc pomachałam Mu. Odwróciłam się, by wyjść ze stadionu, jednak wpadłam na Marco. Uśmiechnął się łobuzersko, opierając się jedną ręką o ścianę.
- Mówisz, że Cię zdenerwowałem?- podrapał się po karku.
- Mamusia Cię nie nauczyła, że nie należy podsłuchiwać?
- A owszem. Nauczyła.- uśmiechnął się szeroko, spoglądając na swoją rękę, by po chwili przenieść wzrok na mnie.
- Coś mało się Jej słuchasz.- wzruszyłam ramionami.
- Jestem dużym chłopcem.
- Teoretyczne tak, praktycznie niekoniecznie.- zachichotałam, jednak chwilę później tego pożałowałam. Blondyn zrobił groźną minę i postawił krok w przód. Ja w tył, ale wiedziałam, że na tym się nie skończy. W ułamku sekundy postanowiłam, więc wziąć nogi za pas i uciekać gdzie pieprz rośnie. Pisnęłam, kiedy usłyszałam tupot Jego butów. Wiedziałam, że już po mnie. Wbiegłam na boisko jak poparzona, a zaraz za mną blondyn. Czułam na sobie wzrok piłkarzy i trenera. Chłopcy się z nas strasznie śmiali i byłam niemalże stuprocentowo pewna, że sam trener miał z nas niezły ubaw. Z połowy boiska dobiegłam już do bramki i zatrzymałam się przy niej, by złapać trochę powietrza, jednak to okazało się moją zgubą. Marco niemal od razu dobiegł do mnie, a ja myśląc, że zdołam przed Nim uciec, schowałam się w bramce. Podszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać. Próbowałam wydostać się spod Jego ciała, jednak to nic nie dawało. Krztusiłam się powietrzem.
- To jak? Jestem dużym chłopcem?
- Teoretycznie..- nie pozwolił mi dokończyć.
- A praktycznie?- zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Zastanowię się..- zachichotałam.- No okej, okej. Tylko mnie już wypuść.- jak poprosiłam tak zrobił. Wstałam otrzepując swoje ubranie, a kiedy już skończył dostrzegłam, że blondyn bacznie mnie obserwuje.
- Na boisku włączasz myślenie, więc chyba jesteś.- zachichotałam, by po chwili biec w kierunku trenera.- Twoi koledzy już zaczęli się pocić, to i na Ciebie pora blondasku.- krzyknęłam w Jego kierunku, nie potrafiąc przestać się śmiać.
- Igrasz z ogniem.- stwierdził pan Tuchel, kiedy w końcu do Niego dobiegłam, próbując złapać trochę powietrza.
- Jest ryzyko, jest zabawa.- uśmiechnęłam się, a kiedy zobaczyłam, że trener usiadł na ławeczce, ja zrobiłam to samo. Postanowiłam, że odpocznę trochę, a później opuszczę ośrodek. Rozmawiałam z trenerem dosyć długo. To naprawdę bardzo miły i uczciwy człowiek. Postanowiłam się zbierać.
- Do zobaczenia trenerze.- uśmiechnęłam się lekko w kierunku mężczyzny.
- Do zobaczenia.- w odpowiedzi posłał mi promienny uśmiech.
- Kuba, idę!- krzyknęłam, a ten tylko pokazał kciuka do góry i rządek białych ząbków. Zaśmiałam się cicho i ruszyłam do wyjścia.
- Ness..- usłyszałam głos trenera, a już po chwili nie czułam gruntu pod nogami.- Marco, wracaj do treningu.- powiedział rozbawionym tonem pan Tuchel.
- Jak sobie trener życzy.- czułam, że się szczerzy.
- Reus, postaw mnie do jasnej cholery! Jak tylko będę stała o własnych nogach, to te Twoje piękne włoski już nie będą takie piękne.- zagroziłam, uderzając Go pięściami po plecach.
- Oho! Wszyscy słyszeli? Ona mi grozi!- bulwersował się Reus.
- Puszczaj kretynie!- wrzeszczałam.
- Marco, daj Jej spokój.- wstawił się za mną Mats. Najpierw myślałam, że to Kuba, ale On tylko śmiał się ze mnie.
- Dzięki, że mnie postawiłeś, farbowana lamo.- syknęłam, stojąc tuż przy Nim. Tak blisko... O, kurcze. Tak blisko jak Ja... Nie był Ciebie nikt tak blisko.. Taa, jasne. Trudno by było policzyć na palcach dwóch rąk.
- Odwdzięczysz się w naturze.- puścił mi oczko, na co ja głośno się roześmiałam. Tak bardzo mnie to bawiło...
- Zapomnij!- powiedziałam pewnie, kiedy w końcu się opanowałam.
- Ej, Ness.. Nie bądź taka..- krzyknął, kiedy ja byłam już przy linii bocznej boiska. Przystanęłam. 
- Czy Ty właśnie powiedziałeś do mnie Ness czy ja się tylko przesłyszałam?- spytałam, spoglądając to na Niego, to na chłopców, którzy również przystanęli. Widocznie byli tak samo zdziwieni jak ja. 
- Oj, no dobra. Nie bądź taka, Ney... Tak lepiej?- wywrócił oczami na co ja zaśmiałam się, by po chwili zgromić Go swoim zabójczym spojrzeniem.
- Do treningu! Raz!- usłyszałam głos trenera.- Wybacz, ale strasznie się obijają.- dodał trener, na co ja tylko cicho się zaśmiałam. 
- Przepraszam.. To ja już pójdę.- powiedziałam i ruszyłam ku wyjściu. 
- Marco, a Ty trzy kółeczka więcej! Raz, raz!- usłyszałam jeszcze. Jak duży uśmiech pojawił się na mojej twarzy? Ogromny! 

Wpadłam szybko do domu, by tylko coś pośpiesznie zjeść i się przebrać. Zjadłam, po czym pośpiesznie poszłam do swojego pokoju, by wybrać ubrania, które później założyłam. Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał godzinę 13:50. Super! Mam 10 minut na dojście do pracy. 
Zaczerpnęłam głośno powietrza, kiedy dotarłam na miejsce. Zegarek. 14:01. Zdążyłam. No nieźle. Brawo, Ness. 

Wychodząc z restauracji, zakluczyłam ją, a klucz schowałam do swojej torby. Dziś to ja zamykałam lokal, ponieważ moja szefowa musiała wyjść wcześniej. 
Rozejrzałam się wokół siebie i nigdzie nie widziałam samochodu Kuby. Miał dziś po mnie przyjechać i mieliśmy spędzić trochę czasu razem, a później miałam nocować u Błaszczykowskich. Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki, by zadzwonić do przyjaciela. Wybrałam numer i już przykładałam telefon do ucha, kiedy zobaczyłam nadjeżdżający samochód blondyna. Zaparkował przy restauracji, a ja czym prędzej wsiadłam do Jego auta. Przytuliłam Go na powitanie i ruszyliśmy.
- Jak trening?- spytałam, zapinając pas.
- Trener dał nam niezły wycisk. A to wszystko wina Marco, bo się wygłupiał z Pierre. Chyba Go nie znasz jeszcze, prawda?
- Nie był z Wami wtedy u mnie, więc nie.
Kilkanaście minut później byliśmy już pod domem. Kuba wjechał na swoją posesje i wysiadł, by po chwili iść w kierunku drzwi wejściowych. Ja postąpiłam podobnie.


Następny dzień


Wczorajszy wieczór spędziłam w domu Kuby w bardzo miłej atmosferze. Jak się później okazało, chłopcy przyszli do Błaszczykowskiego opijać nowego członka rodziny Piszczków. Przyszły również niektóre partnerki piłkarzy. Na początku byłam trochę zła na Kubę, ale po jakimś czasie mi przeszło. Dużo rozmawiałyśmy z dziewczynami i dopiero po 12 w nocy wróciłam do domu.
A wiecie co było najgorsze tego wieczoru? Niby dobrze się bawiłam, jednak cały czas czułam ma sobie wzrok.. No właśnie, kogo? Marco. Dziwne, prawda? Zastanawiałam się czego On ode mnie chce. Niby ostatnio był dla mnie miły, bardzo miły. Powiem szczerze, że zdziwiłam się, bo przecież Reus nie potrafi być miły, a tutaj takie zaskoczenie. Ale co z tego? Wiedziałam, że coś nie grało, a mimo to pozwoliłam Mu się odwieźć do domu. Jestem głupia, no nie? Bo raczej nie powinnam Mu ufać.. Ale kto powiedział, że ja Mu zaufałam? Oj, Ness.. Stanowczo za dużo myślisz. 

Wstałam wcześnie rano, by nie musieć się śpieszyć do pracy. Jednak jak zwykle wyszłam z mieszkania za późno, ale na moje szczęście, kiedy doszłam do restautacji, szefowa dopiero ją otwierała. Widocznie też zaspała. 
Tamten dzień był bardzo spokojny, było mało osób.. Cisza.. Ta, którą tak bardzo uwielbiałam. Dopiero przed 14, kiedy kończyłam już pracę, ruch zrobił się większy i więcej osób odwiedzało restauracje, by zjeść spokojnie obiad. 
Podeszłam do jednego ze stolików, wcześniej nie zwracając uwagi na gości. 
- Co podać?- zapytałam uprzejmie, spoglądając na parę. Mario.. To był Mario. Z tą blondynką. Tą piękną blondynką, z którą Marco rozmawiał w galerii. Trzymał ją za rękę. Nic z tego nie rozumiałam..
Patrzyłam na Götze, jakby nie dopuszczając do siebie tego obrazka. Ale czego ja się spodziewałam? Czego oczekiwałam? No błagam.. W ogóle nie słuchałam dziewczyny, jakby właśnie w tym momencie przestała istnieć.
- Dla mnie to samo.- odpowiedział po chwili, patrząc mi prosto w oczy. Tak jak kilka dni temu.. Te oczy mogą rozkochać do szaleństwa.. 
- Znasz ją?- usłyszałam z ust blondynki, kiedy odchodziłam. Weszłam do kuchni i przypięłam karteczkę z zamówieniem. Akurat w kuchni była pani Helga, dlatego czym prędzej spytałam ją czy mogę już wyjść i kilka minut później wychodziłam z restauracji tylnymi drzwiami. Uderzyła we mnie fala zimnego powietrza. Okryłam się szczelniej kurtką i wyjęłam z torby paczkę papierosów. Sięgnęłam jednego i włożyłam go do ust, by po chwili zapalić. Zaciągnęłam się mocno i chwilę później wypuściłam dym. Czego ja oczekiwałam? Byłam na siebie zła. Ale właściwie dlaczego? Nie rozumiałam samej siebie. Rzuciłam papierosa, nawet nie wypalając całego i ruszyłam do siebie. Byłam strasznie zdenerwowana, zauważyłam nawet, że momentami ręce mi drżały. Zasunęłam kurtkę i włożyłam ręce do kieszeni, wcześniej poprawiając torbę na swoim ramieniu. 
Kiedy dotarłam do domu, szybko założyłam legginsy, luźną koszulkę na to kurtkę, szalikiem owinęłam szyję, bo tamtego dnia bardzo wiało, do tego buty sportowe, słuchawki do uszu i wyszłam z mieszkania, po czym zakluczyłam go. Zbiegłam po schodach, by po chwili biec w kierunku naszego pięknego, dortmundzkiego parku. Tam porządnie się rozciągnęłam i zaczęłam biec. Nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam za bieganiem. Nigdy nie chciało mi się ani biegać ani ćwiczyć, za to David dbał o siebie jak nikt inny. Codziennie, konsekwentnie biegał i godzinami ćwiczył na siłowni. Czasem nawet próbował mnie namówić, jednak ja się nie dałam. A teraz biegam bez przymusu. Kto by pomyślał? Nie biegałam długo, bo zwyczajnie nie mam kondycji. Postanowiłam wracać do mieszkania..

Moje serce przyśpieszyło, kiedy zobaczyłam biegnącego z naprzeciwka szatyna. Już zdążyłam zapomnieć, a tymczasem zdenerwowanie wróciło. Postanowiłam udać, że Go nie widzę. Już by mi się udało, jednak Mario mnie poznał i wypowiedział, jakby niepewny moje imię. Nie słyszysz.. Nie słyszysz Go. Przecież masz słuchawki w uszach. Myśl, myśl i biegnij dalej, nie zatrzymuj się. Wykrzyknął moje imię jeszcze kilka razy, jakby mając pewność, że to ja. Jednak nie dałam się złamać i biegłam dalej. 
Odetchnęłam głęboko, kiedy Mario nie miał zamiaru mnie dalej męczyć. Jak bardzo się pomyliłam?
- Ej, Ness!- złapał mnie mocno za ramie, odwracając w swoją stronę. Oh, czy On da mi dziś spokój?



Od autorki: Halo, halo! Jest tu ktoś? Od razu uprzedzam! W rozdziale mogą pojawić się błędy, ponieważ nie był on sprawdzony. Za wszystkie przepraszam!

Dziś piątek, melanżu początek! Jakie macie plany na weekend?

Dzisiaj króciutko! Czekam na Wasze opinie i komentarze! I believe in you! ♥  

4 komentarze:

  1. Och wow :)
    Nie spodziewałam się tego ;)
    Takie zachowanie Goetze?no nie!kurwa niech ten Pączer się ogarnie bo będzie źle,jak mogła się poczuć wtedy Ness?doskonale wiem -_-
    Cudowny rozdział :3
    Z niecierpliwością czekam na następny ❤
    Buziaki 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro dzisiaj króciutko, to tak - cudoooo, cudoooo, cudoooo i czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Kuba jej to wszystko wybaczył i zrozumiał, że tak naprawdę tego nie chciała powiedzieć. Jakby tak popatrzeć na nich z boku to można byłoby powiedzieć, że ta dwójka jest kochającym się rodzeństwem.
    A co do zachowania Marco to jednak może być miły dla Ness i się chociaż przez chwilę nie czepiać, tak samo jak ona.
    Oj, Mario, Mario...Myślę, że Ness spyta się kim jest dla niego ta dziewczyna, albo on jej powie..
    Rozdział świetny jak zawsze!

    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń